PDSK#008 Droga do zawodu korektora – wspomnienia kursantek I edycji Akademii korekty tekstu (podcast)

#008 Droga do zawodu korektora – wspomnienia kursantek I edycji Akademii korekty tekstu podcast

Dzisiejszy odcinek podcastu będzie wyjątkowy – z kilku powodów. Po pierwsze moim gościem jest nie jedna osoba, ale trzy! W marcu i kwietniu spotykałyśmy się tydzień w tydzień na żywo, żeby porozmawiać, tylko że wtedy mówiłam wyłącznie ja. I to jest drugi powód wyjątkowości tego odcinka: dzisiaj ja zamilknę, żeby oddać głos trzem kursantkom Akademii korekty tekstu: Magdzie Białek, Agacie Gibek i Kasi Bieńkowskiej.

Dziewczyny opowiedzą o swojej drodze do zawodu korektora, o tym, jak zorganizowały sobie naukę na kursie, co im się podobało, a czego zabrakło. Mam nadzieję, że w naszej rozmowie usłyszycie atmosferę, jaka panowała (i wciąż panuje) w grupie kursantów Akademii korekty tekstu. A jeśli chcecie jej doświadczyć – zapraszam Was na II edycję kursu. Jesienna Akademia korekty tekstu startuje już 1 października!

Subskrybuj: Spotify | Apple Podcasts | Google Podcasts | YouTube | Inne

Montaż: Kamil Dudziński

Transkrypcja: Dorota Siwek

Goście odcinka

Magdalena Białek

Agata Gibek

Katarzyna Bieńkowska

Plan odcinka

  1. Początki i doświadczenie – czy trzeba być po polonistyce, żeby zostać korektorem?
  2. Akademia korekty tekstu – dlaczego warto zdecydować się na udział w kursie?
  3. Pierwsze wrażenia
  4. Ile czasu trzeba poświęcić na naukę?
  5. Ulubiony element Akademii
  6. Czego zabrakło na kursie?
  7. Życie po kursie i plany na przyszłość

Transkrypcja podcastu #008 Droga do zawodu korektora – wspomnienia kursantek I edycji Akademii korekty tekstu

Magda, Agata, Kasia – na razie to dla Was tylko trzy imiona, ale za chwilę przeistoczą się w trzy historie determinacji, pracowitości i zaufania. Determinacji w dążeniu do swoich życiowych celów i marzeń. Pracowitości w zapoznawaniu się z meandrami poprawności językowej i edytorskiej, które wcale nie są takie łatwe. I zaufania – do Akademii korekty tekstu.

O moim kursie online przygotowującym do zawodu korektora mówiłam już w odcinku 7 podcastu Po drugiej stronie książki i wtedy też pomagały mi w tym kursantki Akademii. Poprosiłam je o to, bo wierzę, że nie ma bardziej odpowiedniej osoby do opowiadania o szkoleniu niż ta, która przeżyła je na własnej skórze. W dzisiejszym odcinku wysłuchacie mojej rozmowy z trzema innymi kursantkami. Pogłębimy w niej niektóre tematy, dziewczyny opowiedzą o tym, co je doprowadziło do Akademii, jak potoczyło się ich życie zawodowe, co im się na kursie podobało, a co by zmieniły.

Mam nadzieję, że poczucie w naszej rozmowie atmosferę, jaka panowała i nadal panuje w grupie kursantów. Już w poprzednim odcinku to podkreślaliśmy i naprawdę, naprawdę (!) nie ma w tym krztyny przesady.

Mam zaszczyt przedstawić Wam trzy kursantki I edycji Akademii korekty tekstu:

Madzia Białek długo szukała zawodu, który sprawiłby jej prawdziwą satysfakcję. I znalazła go w pracy korektora. Teraz robi to, co lubi, a jednocześnie może się dostosować do rytmu swojego domu. Najchętniej poprawia teksty blogowe i beletrystykę. Jeszcze niedawno jej zawodowym marzeniem była praca na swoim. To już spełniła. Teraz marzy o wejściu do księgarni i zobaczeniu na półce książki, w której będzie stopka z jej nazwiskiem. Zdradzę Wam, że to marzenie spełni się już jesienią 2020 roku!

Magdę znajdziecie pod adresem www.magdalenabialek.pl.

Agata Gibek, czyli holistentka – pod taką nazwą szukajcie jej w sieci – zawodowo tworzy teksty i wspiera swoich klientów w działaniach administracyjnych i marketingowych, teraz także pod kątem redakcji i korekty. Prywatnie żyje pod hasłem „family and friends”, relaksuje się przy muzyce, lubi się zakopać w książkach i uwielbia poszerzać wiedzę i zdobywać nowe umiejętności. Dodam od siebie, że jest genialnym „usprawniaczem”. Jeśli chcecie dopracować swój kurs albo produkt – weźcie Agatę na pokład, od razu powie Wam, co gdzie poprawić, żeby było lepiej!

Kasia Bieńkowska mówi o sobie, że jest przede wszystkim mamą, ale posłuchajcie, ile rzeczy robi oprócz tego. Kasia od kilkunastu lat bloguje (pod adresem Poligon Domowy), recenzuje książki, przeprowadza wywiady m.in. autorami, nagrywa podcast Bez przerwy (chodzi o gadanie – gadanie bez przerwy; tu się rozumiemy), od 2017 roku organizuje spotkania autorskie w ramach Blog Book Meeting, a od dwóch lat współorganizuje akcję #CZYtoMAJ, w ramach której dzięki czytaniu książek i publikowaniu zdjęć w sieci tworzone są biblioteczki dla osób potrzebujących (w tym roku [2020] aż 100 książek trafiło do schroniska dla bezdomnych kobiet i kobiet z dziećmi). Jak widzicie, Kasia żyje otoczona z każdej strony książkami, więc nic dziwnego, że zdecydowała się na udział w Akademii korekty tekstu.

Zapraszam Was do wysłuchania króciutkiej, ciut ponad godzinnej rozmowy z Magdą, Agatą i Kasią!

Daj się zabrać za kulisy świata książek i tekstu. Zobacz, gdzie się kryją błędy, i przekonaj się, czy korekta to zawód dla Ciebie. Słuchasz podcastu Po drugiej stronie książki. Zapraszam – Ewa Popielarz.

Ewa Popielarz: Dzisiejszy odcinek podcastu będzie wyjątkowy i to z kilku powodów. Po pierwsze moim gościem nie jest dzisiaj jedna osoba, tylko aż trzy. W marcu i w kwietniu spotykałyśmy się tydzień w tydzień na żywo, żeby porozmawiać, tylko wtedy głównie ja mówiłam. I właśnie to jest drugi powód dzisiejszej wyjątkowości tego odcinka, bo dzisiaj to ja zamilknę, żeby oddać głos trzem kursantkom Akademii korekty tekstu, czyli Magdzie Białek… Cześć, Madziu!

Magda Białek: Cześć.

EP: …Agacie Gibek. Cześć, Agato.

Agata Gibek: Obecna!

EP: …Kasi Bieńkowskiej. Cześć, Kasiu.

Kasia Bieńkowska: Jestem!

EP: Część oficjalną mamy za sobą, a teraz mam dla Was przygotowany grad pytań. Przed chwilą mówiłyśmy o tym, że jesteśmy ciekawe, jak długi będzie dzisiejszy odcinek. Jesteśmy przygotowane na to, żeby go pociąć na dwa, bo nasze spotkania na żywo w Akademii zawsze zaczynały się tak, że ja mówiłam: „no dobrze, dzisiaj będzie krótko…” i po trzech godzinach rozłączałyśmy się i wracałyśmy do swoich zajęć. Wtedy wszystko spadało na mnie, że niby to ja tak dużo mówię. Zobaczymy, czy teraz nie wyjdzie na to, że dziewczyny gadają więcej niż ja.

Początki i doświadczenie – czy trzeba być po polonistyce, żeby zostać korektorem?

EP: Przechodzimy do rzeczy merytorycznych. Macie mówić szczerze, od serca bez lukrowania, tak jakby mnie tu w ogóle nie było. Ja tu jestem paskami w programie do nagrywania. Nie ma mnie. Pytanie numer jeden pada bardzo często od osób, które są zainteresowane pracą korektora, ale nie mają nic wspólnego z wykształceniem polonistycznym. Pytają, czy trzeba mieć wykształcenie edytorskie albo chociażby polonistyczne, żeby się korektą zajmować. Powiedzcie, jak to było z Wami. Czy jesteście po polonistyce, czy miałyście jakieś doświadczenie w korekcie, zanim zdecydowałyście się na udział w kursie?

AG: Ha! I jest cisza (śmiech). Tak myślałam, że przy pierwszym pytaniu będzie cisza, więc mogę ja odpowiedzieć. U mnie to jest dłuższa historia. Nawet mam zapisane w notatkach, że czasy szkolne to czasy podwójnej oceny, czyli jedynka za ortografię, piątka, szóstka za wypracowanie. Tak się zaczynają moje koleje losu związane w ogóle z językiem polskim i korektą, a jestem osobą, która była w liceum na biol-chemie. Kończyłam inżynierię biomedyczną w naszej pięknej Akademii Górniczo-Hutniczej i studiowałam zaawansowane materiały i nanotechnologię na Wydziale Fizyki na UJ, więc od polonistyki najdalej jak się tylko da. Natomiast tak mi się fajnie życie potoczyło, że bardzo szybko się dowiedziałam, że jednak praca administracyjno-szkoleniowa, pomieszana, to jest moja droga życiowa i faktycznie w zeszłym roku miałam jedną bardzo fajną klientkę, która zaczęła wydawać bardzo dużo poradników dla seniorów, no i ja jako jej asystentka i wsparcie czytałam te poradniki i mogłam robić taką miniredakcję – na tyle, na ile wtedy posiadam wiedzę. Półpauzy, myślniki… wszystko się zlewało, nie miałam pojęcia wtedy, że są jakieś różnice. To był jeden z powodów, żeby zainteresować się korektą, ale wtedy jeszcze nie występowałam jako korektor.

EP: Czyli praktyka Cię do tego doprowadziła…

AG: Bardziej to, że zawsze lubiłam język. Mam męża, który jest terrorystą językowym, więc zwraca uwagę na to, jak się mówi, jak się pisze. Ja też bardzo lubię zwracać uwagę na słowa. Przez to, że w szkole miałam problemy z ortografią, to moja ukochana siostra siedziała i robiła mi dyktanda i musiałam wkuwać ortografię na pamięć, żeby nie mieć z tym problemów. Przez to zaczęłam dużo czytać i język stał się dla mnie czymś interesującym. 

EP: Zaciekawiło mnie to, bo zazwyczaj jeżeli ktoś kogoś „terroryzuje ortografią”, to znaczy każe się uczyć, uczyć, uczyć, to nie dochodzimy do wniosku, że to nagle jest ciekawe, tylko wręcz przeciwnie. Bardzo pokrętnie szła Twoja droga.

AG: Faktycznie, jak ktoś jest terrorystą i dręczy kogoś ortograficznie, to jest problem, natomiast ja mam to szczęście, że moja siostra od narodzin chyba miała wybitny talent pedagogiczny, więc ona do tego podchodziła tak: „Okej, to chodź, zrobimy dyktando. O, popatrz. Tutaj jest taka zasada…”. To była bardzo fajna nauka i tak samo mój mąż ma więcej „śmiechawki” z tego. To jest taki miły terroryzm.

EP: To wiele wyjaśnia. Czyli mamy pierwszą osobę, która nie miała nic wspólnego z korektą. Kto następny?

MB: A ja z kolei miałam, może nie tyle z korektą, co z polonistką, dlatego że dla mnie język polski to był zawsze ulubiony przedmiot, przy czym skłaniałam się raczej w stronę literatury niż zagadnień językowych. Polonistyka to był dla mnie naturalny wybór, zaraz po maturze; to jeszcze była stara matura, egzaminy na studia, te sprawy. Na polonistyce robiłam specjalizację literaturoznawczą. To były 5-letnie studia. Nie było jeszcze wtedy licencjatu. Żeby było zabawniej, to bardzo się dziwiłam osobom, które idą na specjalizację edytorsko-wydawniczą, że co oni potem będą robić! Przecież trzeba uczyć. Ja byłam na specjalizacji nauczycielskiej i ta edytorska wydawała mi się tak strasznie nudna… A dzisiaj wiele bym dała, żeby wrócić na te studia i jednak zmienić swoją specjalizację. Przy czym po studiach nie pracowałam w zawodzie nauczyciela i z polonistyką już nie miałam nic wspólnego, a potem kluczyłam po innych wydziałach. Ostatecznie skończyłam jako nauczyciel wychowania przedszkolnego, edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej. W międzyczasie cały czas wykonywałam korekty, no bo „jesteś po polonistyce, to sprawdź mi pracę, zobacz, co ja tutaj napisałem, zredaguj mi pismo, sprawdź magisterkę”. Bardzo to lubiłam, ale cały czas korekta i w ogóle praca zdalna były daleko, daleko. Załapałam się do pracy w przedszkolu po studiach pedagogicznych i wszystko zmierzało w tym kierunku. Natomiast… zaszłam w trzecią ciążę i to wywróciło całe moje zawodowe życie do góry nogami, a ponieważ starsze dzieci był już na etapie rozpoczynania edukacji w szkole, gdy pojawiła się najmłodsza Majeczka, nie widziałam siebie na etacie już dłużej. Zaczęłam szukać możliwości pracy zdalnej. Cały czas gdzieś mi świtała ta polonistyka, bo jak jesteś po polonistyce, to umiesz pisać, więc poszłam w copywriting, ale nie czułam z tym takiego flow. Cały czas się tym zajmuję, ale nie daje mi to przyjemności typu: „ale fajnie, siądę sobie do pracy”. Zaświtała mi w głowie myśl o tym, że może jednak skoro czytam, skoro polonistyka, coś tam o języku wiem (na kursie okazało się, że bardzo niewiele), to poszukajmy czegoś innego, pójdźmy w tę korektę.

Tak się zaczęła moja przygoda z korektą, a wszystko to działo się rok temu. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że rok później będę miała własną działalność, będę zajmowała się korektą, będę się z tego utrzymywała, to bym nie uwierzyła. Wszystko się zadziało szybko i fantastycznie.

EP: No widzisz, goniło Cię to edytorstwo, goniło i Cię w końcu na szczęście dogoniło. Kto nam został? Kasia nam została.

KB: Ja też jestem po polonistyce, a wcześniej po klasie dziennikarskiej.

EP: Dwa do jednego.

KB: Poprawiałam magisterki, licencjaty, prace zaliczeniowe krewnym i znajomym królika, natomiast cały czas się bałam, że nie mam papieru. Ja też oczywiście specjalizacja nauczycielska, chciałam uczyć, no ale moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Od wielu lat pracuję w domu, pisząc różne rzeczy, i chciałam czegoś jeszcze. Padło na transkrypcję i na korektę. Przez Klaudynę Maciąg trafiłam do Ciebie.

EP: Pozdrawiamy Klaudynę.

KB: Tak, jestem jej bardzo wdzięczna, bo to takie spełnienie marzeń. Pomimo tego, że nie mam jeszcze certyfikatu – przyznaję się bez bicia – natomiast samo to, że postawiłam na swoim, zaczęłam kurs, sprawiło, że bardzo dużo z niego wzięłam dla siebie. Potem rozwinęłam się w trochę innym kierunku, więc pewnie dopiero z jesienną grupą podejdę do egzaminu.

EP: Cały czas jesteś wśród słów i wśród języka. Kasia, powiedziałaś, że trafiłaś na Akademię przez Klaudynę, a Wy, dziewczyny – Agata, Magda – jak dowiedziałyście się o Akademii korekty tekstu? Co Was skłoniło do wzięcia udziału w kursie?

MB: Tak jak mówiłam, szukałam swojej ścieżki pracy zdalnej. Wiedziałam, że chcę być na swoim, chcę pracować zdalnie i niekoniecznie tylko zajmować się copywritingiem. Zaczęłam szperać po internecie, czytać różne blogi, wpisy o tym, jak w ogóle zostać korektorem, redaktorem, z czym to się je, jak wygląda ta praca od kuchni. Weszłam pewnego pięknego dnia na YouTube, który po wpisaniu hasła „korektor” wyrzucił mi całą masę poradników dotyczących makijażu (śmiech), natomiast udało mi się w tym wszystkim wyłowić wywiad Dominika Juszczyka z Tobą.

EP: Dominika też pozdrawiamy.

MB: Tak właśnie pierwszy raz spotkałam Ciebie i gdzieś tam zaskoczyło. Poczułam taką wirtualną chemię do Ewy, że kurcze, fajnie ta dziewczyna gada. Tak po ludzku, tak rozsądnie. Wskakujemy na Facebooka i szukamy. Znalazłam Ewę na Facebooku, trafiłam na grupę Po drugiej stronie książki i potem to się jakoś tak potoczyło… Ty wspominałaś na grupie o tym, że będzie kurs. Udało mi się dostać na praktyki do Ewy. Pracowałyśmy razem nad bajkami dla dzieci. Wtedy tak naprawdę pierwszy raz spotkałam się z prawdziwą korektą, gdzie trzeba było już współpracować i z autorami, i ze składaczką. Wszystko oczywiście pod okiem Ewy. Poczułam, że to jest to, co chcę robić. Pamiętam, że gdzieś tak już od listopada czy grudnia to Ewę ciągle cisnęłam, kiedy ten kurs będzie. Żeby miejsca dla mnie nie zabrakło! „Ale Ty pamiętaj o mnie, koniecznie! Kiedy? Luty, marzec? Ewa, zapisuj mnie!” Bardzo się nie mogłam tego kursu doczekać. Do Ewy trafiłam więc tak na okrągło, przez YouTube, a potem już na kurs. To była jedna z najlepszych zawodowych decyzji w moim życiu. Nie jedna z najlepszych – najlepsza!

EP: Bardzo mi miło. Rzeczywiście muszę dodać, że Madzia była, zdaje się, w drugiej edycji praktyk dla korektorów, jesiennej. Pracowałyśmy wtedy nad bajkami dla dzieci. To były trudne korekty. Jeżeli po tych korektach zostałaś, to znaczy, że naprawdę to polubiłaś.

Agato, czekamy na Twoje zwierzenia z początków.

AG: Moje zwierzenia są takie, że ja Cię po prostu jakoś z sieci kojarzę. Na pewno kojarzę taki moment, jak byłaś po ostatnim porodzie i robiłaś jakąś korektę na Instagramie, i pokazywałaś, że bujasz dziecko.

EP: Co Ty mówisz… Było coś takiego, faktycznie.

AG: Było coś takiego, ale ja potem przestałam Cię śledzić na Instagramie, bo stwierdziłam, że to nie dla mnie, ale gdzieś mi się ciągle pojawiałaś. Tu ktoś o Tobie powiedział, tam coś o Tobie powiedział. Miałam takie wyobrażenie, że Ewa to jest taka porządna firma. (śmiech)

Słyszałam o Tobie zawsze od ludzi, którzy bardzo zwracają uwagę na jakość. Dołączyłam do Twojej grupy Po drugiej stronie książki, a potem przyszedł nasz piękny rok obecny i miałam takie postanowienie na nowy rok, że co miesiąc skupiam się na jakimś jednym obszarze wiedzy do zdobycia. Akurat w lutym na samym początku pomyślałam sobie, że może w końcu Ewa ruszy z jakimiś kursem. Ja bym sobie chętnie ten język podszlifowała dla własnej przyjemności. Byłoby super. Ty zaczęłaś mówić o tym, że będzie kurs. Od razu do Ciebie napisałam: kiedy ten kurs? a ile kosztuje? ile czasu trzeba na to poświęcić? a jak potrzebuję to, to, to, to czy to będzie okej? Pamiętam, że maglowałam Cię i na mailu, i na Instagramie. Potem męczyłam wszystkich, rozmawiając ze wszystkimi przyjaciółmi, ze swoim mężem. Oczywiście ja zakładałam, że to będzie kurs językowy, bardziej ciekawostki, żeby lepiej się tym językiem posługiwać. Myślałam wtedy, że maks 500 zł, a tu przyszedł mail o tym, jaka będzie cena i jak to będzie wyglądać. Pomyślałam wtedy, że ja nie chcę zostać korektorem. Mnie chodzi o poprawność językową, bo jednak w swojej pracy dużo piszę…

EP: To nie, nie. Może jednak kupię słownik. (śmiech)

AG: Ty mi zaczęłaś odradzać, mówiąc, że to kurs dla kogoś, kto chce zostać korektorem, że jak od czasu do czasu będzie mi to potrzebne, to trochę nie bardzo. I to chyba zadziałało. Pomyślałam: ale jak to? Przecież ja mogę sobie brać zlecenia. Nie ma problemu, żebym pracowała tak, jak pracuję, i żebym w miesiącu brała sobie dwa, trzy zlecenia, żeby być w toku i korzystać z tego. Wymyślałam tyle argumentów, że to jest sensowne, przydatne, że jakbym kiedyś chciała pójść pracować w korporacji, to jak usłyszą, że jestem po korekcie, to nagle wszystkie teksty marketingowe zaczną do mnie spływać i oferty firm. To jest bardzo dobry zawód. U mnie to wyglądało tak. Mój mąż twierdził: możesz dla przyjemności zrobić sobie taki kurs. A ja mówiłam: ale wiesz, dwa miesiące życia trzeba sobie wyciąć, żeby się tego nauczyć. Potem trzeba praktyki i szukania zleceń. Było takie kombinowanie, jak wszystko pogodzić ze sobą. Najistotniejsze było to, że gdzieś cały czas była u mnie ciekawość językowa i przekonanie o tym, że jak Ty przygotowujesz materiały i coś robisz, to to jest na bardzo wysokim poziomie jakościowym. Przecież mogę sobie na to pozwolić, chociażby dla przyjemności.

EP: Bardzo się cieszę, że wspomniałaś o cenie kursu, bo o to zahaczało moje kolejne pytanie. Umówmy się – ten kurs nie jest tani. W drugiej edycji będzie kosztował około 2500 zł. W pierwszej było ciut taniej. Miałam taką romantyczną wizję w związku z tym, że ten kurs startował 14 lutego – żeby czternastki się w cenie pojawiły. I tak chyba rzeczywiście było, już nie pamiętam, bo to tak zamierzchłe czasy, że już to wymazałam z pamięci. Dwa i pół tysiąca to nie jest taka kwota, którą można sobie wyłożyć tak o, że „a może spróbuję”. Powiedzcie mi, czy w związku z tym miałyście jakieś obawy przed dołączeniem do kursu, przed wyłożeniem takiej kwoty na swoją edukację?

Cena kursu

KB: Ja nie miałam obaw, bo chciałam spełniać marzenia, ale kiedy Klaudyna o tym mówiła, to powiedziała: „A to chyba nie będzie aż tak drogo”. Ona podała taką kwotę, na którą mogłabym sobie pozwolić. Potem na szczęście wpadło mi solidne zlecenie. Ucieszyłam się, że mam, że zarobiłam na ten kurs, a potem się ze zlecenia wycofali. I tak zostałam. Okazało się, że kurs jest droższy, niż myślałam, że będzie. Pozostało mi się obejść smakiem, może kolejna edycja… Potem pojawiła się promocja. Szczerze powiem, że gdyby nie to, że załapałam się na promocyjną cenę, to pewnie nie mogłabym sobie na coś takiego pozwolić.

EP: Kurs zawsze pierwszego i drugiego dnia sprzedaży jest duuuużo, dużo tańszy. I to nawet, zdaje się, było zaskoczenie dla Was, bo miała być promocja 20%, a pierwszego dnia sprzedaży na webinarze była 30%. Przy tej kwocie to jest znacząca różnica.

AG: Zdążyłam sprawdzić przelew, jak Kasia mówiła: 1640 zł w dniu webinaru, ale to nadal jest spora kwota, jeżeli nie planuje się potem korzystać z danych umiejętności. W moim przypadku dwie rzeczy, które rozważałam, to – że to jest dużo pieniędzy. To jest ponad tysiąc nad limit zakładany przeze mnie. Myślałam, że do tych 500 zł to jest okej, natomiast potem zaczęłam myśleć, że to jest taka umiejętność, którą jeżeli będę chciała kiedyś wrócić na etat, spokojnie będę mogła wykorzystać. A póki będę z dzieckiem w domu, mogę brać mniejsze zlecenia, nie np. korekta książki, ale e-booków, które teraz bardzo często pojawiają się w internecie. Lubię e-booki związane z moim wykształceniem: zdrowie, medyczne, popularnonaukowe. Od razu mam dużą radość, jak coś takiego czytam. Jednak zwracałam uwagę na to, że to jest moja potrzeba, że ja chcę się rozwijać, nawet jeżeli to nie będzie główne źródło utrzymania, tylko to będzie coś dodatkowego. Drugim elementem był czas. Kiedy się uczyć i przygotowywać? Ile czasu to zajmie? Jak to pogodzić z tym, że mam swoich klientów, dziecko, rodzinę? Tu na pewno dojdzie sporo nauki i praktyki plus moje poczucie, że jak ukończę kurs, nawet jak będzie egzamin, to ja mam potrzebę, żeby jeszcze porobić sobie niezależnie praktyki u osób zewnętrznych. Ja sobie wtedy wymyśliłam, że odezwę się do osób, które obserwuję w sieci, i w ramach podziękowania za to, co oni robią i z czego ja korzystam, to będzie taka wymiana umiejętności – i dopiero potem zacznę brać zlecenia, jak przejdę ścieżkę, którą sobie wymyśliłam w tym wszystkim.

EP: Pięknie, Agato, wyprzedzasz moje kolejne pytania, między innymi mówiąc o czasie…

AG: Bo ja w połowie zapomniałam, jakie było pytanie. (śmiech)

MB: Ja się chciałam też odnieść do kwestii finansowych kursu. Faktycznie, kwota nie jest miała. Ja byłam tak zdeterminowana, że nawet jakby ona była trzy razy wyższa, to i tak bym wygrzebała z podziemi te pieniądze, natomiast bez wątpienia system ratalny dużo ułatwił, chociaż trochę nerwów z nim na początku było. Raty i promocja na webinarze były zdecydowanie miłym dodatkiem. Ja byłam na tyle zdeterminowana, że chcę pracować w tym zawodzie, że to jest to, co ja chcę robić, że grupa Po drugiej stronie książki to była jedyna grupa facebookowa, którą przeczytałam od samego początku – od pierwszego posta. Strasznie mnie to irytowało, bo było dużo scrollowania, ale przewinęłam ją do samego początku i czytałam, sprawdzałam. Obejrzałam wszystkie filmiki Ewy – wtedy jeszcze robiłaś korekty na żywo. Plus praktyki, które u Ciebie odbywałam – one dały mi obraz tego, jak Ewa przekazuje wiedzę, jak pracuje, jak prowadzi, pomaga, wyjaśnia kwestie sporne. Nie miałam wątpliwości co do tego, że ten kurs będzie rzetelnie i dobrze prowadzony. I taki był.

AG: Ja jeszcze jedno dodam, jeśli chodzi o cenę. Jak zobaczyłam pierwszy moduł, to miałam takie: wow! Naprawdę tyle rzeczy dajesz w takiej cenie? Spokojnie dwa razy więcej można byłoby wziąć za ten kurs!

EP: (śmiech)

AG: Jeszcze jak zaczęłaś poprawiać materiały, doszły webinary, pewnie będziemy jeszcze mówić o tym, co nam się najbardziej podobało w kursie i co w nim było, ale co się pojawiał kolejny moduł, to Ty wprowadzałaś jakieś działania i reagowałaś na to, co się dzieje w grupie. I ja ciągle miałam: Wow! Nie no, cena jest za niska. Trochę głupio, że ja tyle zapłaciłam za ten kurs.

MB: Ja też miałam takie przeświadczenie, że Ewie to powinnam dopłacić kilka razy za tę całą opiekę i prowadzenie nas. Mam też doświadczenie z innymi kursami internetowymi, nie tylko związanymi z korektą. Przekładając to, ile Ewa od siebie daje w tym kursie, na jego cenę, to naprawdę to nie jest drogi kurs. On jest wart tych pieniędzy.

AG: Jeszcze jak wiemy, że Ewa to usprawnia i dodaje wiele rzeczy…

MB: Tak! My to wiemy, będąc po kursie, a ktoś, kto się zastanawia nad kolejną edycją, jeszcze nie wie. My możemy tylko powiedzieć, że to trzeba przeżyć.

Pierwsze wrażenia

EP: Ja tu sobie siedzę, słucham tego, co mówicie, wyjątkowo milczę, ale jest mi ogromnie miło z powodu tego, co słyszę. Cofnijmy się do marca i do tego momentu, kiedy kurs się rozpoczął. Powiedzcie, jakie były Wasze pierwsze wrażenia. O tym Agata już trochę wspominała. Wchodzicie do panelu 1 marca, widzicie tam pierwsze moduły i co? Kasia.

KB: Jest takie – jak ja mało wiem. (śmiech) Po cholerę było mi 5 lat studiów, jak ja nic nie wiem?! Wszystko było przejrzyste, jasne, a oprócz tego, jak miałam wątpliwości i zapytałam Cię, dlaczego w pierwszym tekście coś jest tak, a nie inaczej, to wszystko wytłumaczyłaś.

EP: Pamiętam – gwiazdki. To było wprowadzenie.

KB: Ja miałam problem z tym, że morze było szaroniebieskie. Ja się całe życie ze wszystkimi kłóciłam, że ja mam rację, a się okazało, że nie mam.

EP: Aaa czyli kolory jednak. Zielononiebieskie.

KB: Na szczęście  wszyscy wychodzili z założenia, że jak ja jestem po polonistyce, to ja na pewno wiem lepiej, i dawali mi spokój. Bez sensu się kłócić. To mi pokazało, jakie są braki w mojej wiedzy i że to był dobry krok, bo ja całe życie robiłam to wszystko intuicyjnie i chciałam sobie tę wiedzę uporządkować, żeby wiedzieć dlaczego tak, a nie inaczej. Okazało się, że dużo będę musiała się nauczyć. To było miłe zaskoczenie, że Ty jesteś, tłumaczysz, jesteś codziennie w grupie, jak się pojawia jakiś problem, to reagujesz, reagują inni. Właśnie – grupa na Facebooku i ta życzliwość  innych osób. Ja podchodziłam do tego tak, że trochę sobie tworzysz konkurencję. Ten rynek nie jest ogromny i nie wiadomo ilu osób nie pochłonie. Tworzysz sobie konkurencję, w dodatku ta grupa liczyła 50, 60 osób?

EP: 80 osób.

KB: My dla siebie też jesteśmy jakąś konkurencją. A tu się okazało, że my wszyscy sobie pomagamy, każdy patrzy na problem trochę inaczej, więc są dyskusje, takie solidne, soczyste dyskusje. Właściwie wszyscy jesteśmy dla siebie wsparciem. To dla mnie jest ogromna wartość dodana, warta każdych pieniędzy.

EP: Muszę się teraz wtrącić, bo dla mnie to też było ogromne zaskoczenie. Ja kompletnie sobie nie wyobrażałam tego, jak ten kurs będzie wyglądał, jak już się zacznie. Wiedziałam, jak wyglądają materiały, bo je stworzyłam, ale kompletnie nie wiedziałam tego, jak będzie się nam pracowało, jacy ludzie się zbiorą. To było dla mnie tak ogromnie budujące – i do tej pory jest – że Wy się w zasadzie zaprzyjaźniliście ze sobą, grupa cały czas żyje, mimo że kurs się skończył w maju. Polecamy sobie nawzajem autorów, przekazujemy sobie nawzajem zlecenia i to jest dla mnie cały czas niesamowite.

MB: Jak wspomniałyście o grupie… Ja też nie czuję, że ten kurs się skończył. Do notatek wracam cały czas, na panel kursowy też od czasu do czasu zaglądam, a w grupie jestem w zasadzie codziennie, bo tam się cały czas pojawiają jakieś wątpliwości, zlecenia i to jest niesamowite, jakbyśmy spojrzały na naszą grupę… Nie wiem, Ewa, jak Ty to z boku widzisz, ale zobacz: na początku, jakie pytania Ci zadawaliśmy? „Ewa, powiedz, czy tu ma być ten przecinek?” Potem nieśmiało zaczęliśmy sobie sami na te pytania odpowiadać, zanim jeszcze Ty się odezwałaś: „Słuchajcie, to musi być tu, zgodnie z taką i taką regułą”. A teraz mam wrażenie, że poszliśmy jeszcze krok dalej, bo nie dość, że sami na te pytania odpowiadamy, to jeszcze śmiemy dyskutować z regułami – ostatnio to zauważyłam w jakiejś rozmowie, że no dobrze, reguła jest taka, ale przecież lepiej będzie tak, bo to będzie czytelniej, bo sensowniej. Dyskutujemy, argumentujemy, jesteśmy parę leveli dalej.

EP: Ja już się śmieję teraz, że tylko wchodzę, czytam pytania i podpisuję się pod odpowiedziami: „Tak, zgadzam się”. „Tak, zgadzam się”. „Tak, też bym tak zrobiła”. I tyle.

MB: To jest niesamowite, jak to ewoluowało i się zmieniło.

EP: A przecież minęło bardzo mało czasu od początku kursu. 

KB: Muszę się jeszcze wtrącić, bo to też jest ważne. Nie pamiętam, czy to było, jeszcze zanim się ten kurs zaczął, po pierwszym naszym spotkaniu online, czy to był pierwszy dzień kursu? Na samym początku pojawiła się pierwsza oferta pracy. One się pojawiają regularnie. To nie jest tak, że my tam sobie tylko gadamy i wspieramy się, tylko tam rzeczywiście pojawiają się oferty pracy i my na nie zbiorowo odpowiadamy.

EP: A pamiętacie, jaka była odpowiedź na tę ofertę? Ja to nawet na Instagramie uwieczniłam, bo byłam w szoku. Czekałam piętnaście minut, dwadzieścia, pół godziny, godzinę, a tu nikt się nie zgłasza. Wszyscy byli tacy troszkę zestrachani, czy podjąć się tego zlecenia, czy się nie podejmować. Teraz już jest zupełnie inna sytuacja.

MB: A ja się zgłosiłam, ale chyba wystraszyłam panią, bo to była jakaś praca magisterska chyba czy coś takiego. Ja ją chyba ceną wystraszyłam.

EP: To jest też dobra nauka, bo bardzo często pojawiają się teraz zlecenia i ja przekierowuję Wam różne zlecenia i czasem piszecie do mnie, że ktoś tam się nie odezwał znowu. Tak to bywa. Ja też przygotowuję oferty i z tych ofert 90% osób już się drugi raz nie odzywa. Tak wygląda właśnie ten zawód. Wyceniamy, przygotowujemy, rozmawiamy, tłumaczymy, a jedna oferta na dziesięć wchodzi. To też jest dobra nauka.

MB: To już na to jestem na szczęście odporna.

Ile czasu trzeba poświęcić na naukę?

EP: Dobrze, wiemy już, jakie były Wasze pierwsze wrażenia. Powiedzcie mi teraz… Agata już też poruszyła ten temat. Agata wyprzedza wszystkie moje pytania. Czas. To też jest pytanie, które bardzo często pada. Ile czasu poświęcałyście na naukę? Czy udawało się Wam łączyć obecność w grupie, na spotkaniach na żywo, naukę, czytanie tych wszystkich materiałów z jakimiś innymi swoimi obowiązkami?

MB: Myślę, że trzeba byłoby to podzielić na kurs sprzed kwarantanny narodowej i po.

EP: Aaa no tak, to prawda. Namieszała nam ta kwarantanna.

MB: Chyba od dwóch tygodni trwał kurs, jak się zaczęło. U mnie było tak, że żarło, żarło i zdechło. Bardzo ładnie odstawiłam najstarsze dziecko do szkoły, średnie do przedszkola, najmłodsze szło na drzemkę i siadałam do nauki. Potem zamknięto mi szkołę, przedszkole i ta nauka to była gdzieś pomiędzy wszystkim innym. Brakowało mi momentu, żeby sobie usiąść i spokojnie, systematycznie zaglądać do tych treści.

Jakoś się udało to później pogodzić, ale nie umiem chyba wyciągnąć takiej średniej, ile czasu dziennie poświęcałam na naukę. Pierwszy raz to chyba przeczytałam wszystkie materiały od deski do deski z nastawieniem nie na zapamiętanie, ale na zrozumienie. Potem już sięgałam po konkretne rzeczy, które były mi w danym momencie potrzebne. Siedziałam na przykład w domu przy obiedzie i przypominałam sobie jakieś zdanie: kurcze, tu był przecinek? Nie było. Dobrze, otworzymy, strona siedemnasta. Zaraz sprawdzę. Już bardziej tak wybiórczo.

AG: Ja miałam tak, że u mnie kwarantanna pomogła.

MB: Szczęściara.

AG: Jestem, a właściwie byłam mamą na urlopie wychowawczym, więc byłam cały czas z dzieckiem w domu. Do tego jakieś swoje zajęcia popołudniowe, mąż zajęcia popołudniowe, dziecko zajęcia popołudniowe, jakieś spotkania towarzyskie. Miałam taki system pracy, że pracowałam podczas drzemki dziecka i potem jak mąż wracał z pracy, to znów godzinkę. I soboty były moje na pracę. Zakładałam, że jak codziennie sobie wykroję jedną godzinę na naukę i w sobotę dwie godziny – to spokojnie wystarczy. Potem przyszedł pierwszy moduł. Pojawiła się lekcja o przecinkach…(śmiech) Jak zaczniecie Akademię korekty tekstu, zobaczycie przecinki, to wszyscy będą wiedzieli, o co chodzi i dlaczego dziewczyny się śmieją.

MB: Ale później już jest z górki. 

AG: Tak, później jest z górki. Ja sobie założyłam, że robię tak: robię powtórkę wcześniejszej lekcji, ćwiczenia do tej lekcji i dopiero na koniec patrzę na nowy materiał. Codziennie takie przeglądanie. No i w te pierwsze dni to siedziałam po bite trzy godziny, nim zrobiłam powtórkę, ćwiczenia, jakieś początki korekt z danego tygodnia. Byłam przerażona, że to tyle czasu mi zajmuje. Jak trzy godziny, skoro ja mam dwie dziennie! Jeszcze mam swoje zlecenia do zrobienia. Potem przyszła Ewa: „Hmm, chyba trzeba to troszkę w czasie rozciągnać”. To było takie: uff, super! Nagle z trzech godzin zrobiła się godzina, półtorej dziennie.

EP: Ja się tutaj muszę wtrącić, żeby kulisy pokazać. Rzeczywiście na początku założyłam, że na pierwszy moduł językowy, czyli chyba 10 lekcji, będzie dwa tygodnie. Pewnie gdyby nie te wszystkie nasze pandemie i inne kwarantanny, zostalibyśmy przy tych dwóch tygodniach i przerobilibyśmy ten kurs w dość szybkim tempie, ale bardzo szybko się zgodziliśmy w grupie, że w tych warunkach to będzie za mało. I tak zostanie już do przyszłej edycji, że pierwszy moduł, ten najważniejszy – językowy, i drugi, równie ważny, ale już troszkę bardziej przyjazny – edytorski, trwają po trzy tygodnie. To jest wtedy już bardzo dużo – 3 tygodnie na 10 lekcji.  

AG: Wtedy w tych trzech tygodniach można liczyć sobie taką godzinę dziennie już spokojnie z powtórką i przerobieniem tego materiału, przynajmniej dla mnie, biorąc pod uwagę, że nie mam wykształcenia i czasami jednak potrzebowałam, żeby sobie zobaczyć, o czym Ewa pisze. Chociaż Ty, Ewo, bardzo się starałaś nie używać słownictwa specjalistycznego. Ja miałam cały czas takie poczucie, że jednak jak przerabiałam np. zdania złożone ostatni raz w podstawówce, to trochę było dawno i chyba potrzebuję sobie zerknąć, o co w tym wszystkim chodziło. Koronawirus mi pomógł dlatego, że jak się pojawił, to całe życie towarzyskie u nas w domu zamarło, wszystkie zajęcia towarzyskie u nas w domu zamarły.

EP: I zaczęłaś się uczyć.

AG: Tak, na spokojnie. Mąż wracał z pracy do zabawy z młodą. Ja mogłam spokojnie się pouczyć. Dla mnie to było bardzo, dobre wydarzenie.

EP: Kasiu, a Ty ile czasu poświęcałaś?

KB: U mnie to jest tak, że koronawirus akurat wymusił na mnie więcej pracy zawodowej, w związku z tym ten czas, który sobie zaplanowałam, bardzo się kurczył. Z dwójką dzieci utknęłam w domu i było ciężko. Przyznam szczerze, że ja dosyć szybko odpuściłam Wasze tempo. To znaczy pracowałam w swoim tempie, bo kiedy zasiadam do nauki, było późno i miałam takie poczucie, że przyswajam wiedzę o wiele wolniej, że będę musiała do tego wrócić – i trochę się poddałam. Byłam na wszystkich spotkaniach online, bo one były dla mnie ogromną dawką wiedzy, energii i motywacji, więc trudno jest mi ocenić konkretnie czas, bo ja na przykład w weekendy, kiedy mąż był w domu i zajmował się dziećmi, potrafiłam temu poświęcić kilka godzin, a tak to około godziny. Trzeba przyznać, że spotkania online potrafiły trwać i trwać, i trwać, i trwać…

EP: No bez przesady. Aż tak źle nie było! (śmiech)

AG: To trzeba przyznać – dodatkowy czas trzeba liczyć na spotkania online i tego czasu nie wliczamy w naukę kursu.

EP: Te spotkania są też zapisywane, więc – uspokajam przyszłych kursantów – można sobie do nich wrócić w dowolnym momencie.

KB: Do wiedzy można usiąść w każdej chwili i to możemy robić sami, bo każdy to robił we własnym tempie, a spotkania online, kiedy jest się na żywo i można zadać pytanie, to jest wartość, której nie da się odzyskać, oglądając nagranie.

AG: Ja bym jeszcze dodała do tego, co mówi Kasia, że do każdego modułu, do każdej lekcji zawsze pojawiają się w grupie jakieś pytania. I nie miało znaczenia, czy pojawiły się tego dnia, kiedy ta lekcja była przerabiana, czy pojawiły się za dwa tygodnie. Faktycznie mieliśmy i mamy dalej taką zgraną i pomocną grupę, że bez względu na to, kiedy kto przerabia kurs, po prostu zawsze jest ktoś, kto na to pytanie odpowie – i to też ułatwia przesuwanie sobie w czasie tej nauki. I to, że Ty jesteś, Ewo, cały czas.

EP: Tak, to jest też moje założenie: mamy trzy tygodnie na jeden moduł, ale to znaczy tylko tyle, że za trzy tygodnie pojawi się drugi. To wcale nie znaczy, że w poniedziałek koncentrujemy się na przecinku i w poniedziałek można pytać o przecinek, a we wtorek już nie. Nie, absolutnie. Widziałam w grupie, że o ile na początku wszyscy starali się rzeczywiście iść równym tempem, czytać codziennie jedną lekcję i być mniej więcej na tym samym etapie, to później nasze drogi bardzo szybko się rozchodziły albo czytaliście lekcje w różnej kolejności. To też nie jest tak, że lekcje językowe są wszystkie równie wymagające, bo do przecinka można by wracać przez cały tydzień, ale lekcje na przykład o leksyce, czyli o jakiś ciekawostkach językowych można sobie przeczytać do poduszki i zapamiętać, wracać do nich kiedyś tam, jak się taki przypadek w książce czy w tekście pojawi. One nie są równie absorbujące i to jest – mam wrażenie – istotne w tym kursie: żeby nie myśleć, że idziemy jak w szkole, czyli pierwszego dnia przerabiamy jedną lekcję, drugiego dnia drugą. Nie. Nawet po dwóch miesiącach można wrócić do lekcji z modułu pierwszego i jeszcze coś tam wyjaśnić i jeszcze coś dopowiedzieć, i jeszcze podać kolejny przykład. To nie jest kurs, który jest od-do, tylko to jest kurs, który daje wiedzę, materiały, daje możliwości do nauki, która trwa długo.

AG: Dla mnie było istotne też wydzielenie sobie czasu pracy na powtórkę. Szybko się okazało, że powtarzanie tylko poprzedniej lekcji w ogóle się nie zgrywa. Zobaczyć na jedną, dwie strony z każdej lekcji – to jest istotne, bo to nie jest wiedza do wykucia, tylko do praktykowania. Pojawia się nagle jakieś zdanie i analizujesz, co powinno się z nim dziać. Przynajmniej ja tak to odbieram. Są moduły o tym, co można robić w Wordzie, co można robić w PDF-ach. Są takie ćwiczenia – powiedziałam – troszkę szkolne, ale układające wiedzę. I pytania do nich też się pojawiały, chociaż mieliśmy gotowe odpowiedzi.

Dla mnie ważny był też czas spędzony w grupie. Będę to często powtarzać: grupa dla mnie była wielką wartością i tak długo, jak mogłam, byłam w niej bardzo aktywna, bo przez rozmowy z ludźmi bardzo dużo się uczyłam. Te twoje cudowne newslettery! Boże, jak ja uwielbiam ten newsletter, jak raz w tygodniu przychodziło podsumowanie z grupy. Ja czytałam na bieżąco grupę i newsletter to tylko było takie: okej, to teraz dobra herbatka i dla mnie chwila przyjemności – co zapamiętałam z tego, co w tym tygodniu wydarzyło się w grupie. (śmiech) No i webinary. Warto być na żywo.

Ulubiony element Akademii

EP: Chciałam Was teraz zapytać o ulubiony element Akademii, ale one się przewijały już przez Wasze poprzednie odpowiedzi. Ale gdybyście miały wymienić jedną rzecz, taką najfajniejszą w kursie… Zaraz przyjdziemy do tych mniej fajnych, ale zacznijmy, żeby było weselej, od fajnych.

KB: Spotkania online. Nie tylko z Tobą, ale też z osobami, które zapraszałaś…

EP:  Z ekspertami.

KB: …żeby nie było, że tylko Ty jesteś taka genialna. (śmiech)

EP: Dziękuję bardzo. (śmiech)

AG: Ja mam dwie rzeczy. Oczywiście całość była super.

EP: Jedna miała być! (śmiech)

AG: Główną rzeczą dla mnie były te webinary, na których robiłaś korektę na żywo, dlatego że – przynajmniej dla mnie – to było takie zobaczenie: okej, to można robić na wiele różnych sposobów! Nie ma jednej poprawnej odpowiedzi. I to, jak kontaktować się potem z autorem, na co zwracać uwagę, pracując z czyimś tekstem. Trzeba zobaczyć, że tam jest autor, on za tym stoi i można go pytać o pewne rzeczy. To mi się bardzo podobało.

A to, że Ty byłaś autorem kursu, to jest druga rzecz. Można Ci było powiedzieć: słuchaj, Ewa, a na tej i na tej stronie to przypadkiem w kursie nie ma błędu? A Ty odpowiadałaś: okej, faktycznie, zobaczę. Można było się Ciebie dopytać o wszystko. Dla mnie to było wartością kursu, bo przez to zobaczyłam, że korektor i praca korektora to nie jest czyszczenie do zera. Że nawet jeżeli korektor coś pisze, potem odda to jednej osobie do korekty, drugiej osobie do korekty, jeszcze ktoś to składa i tak dalej, to błędy są i to jest normalne, naturalne. To też się pojawia w Twoich rozmowach o błędach wydawniczych albo o wydawnictwach. Dla mnie to było ważne, że jak ja będę pracować, to mogę popełnić błąd. Będę robić wszystko, żeby tekst był poprawny, jak najprzyjemniejszy dla odbiorcy, ale jeżeli tam nie będzie przecinka albo jednak się pojawi jakaś „wdowa”, to to jest normalne w tym zawodzie.

EP: Madziu, zaraz Ci oddam głos. Muszę się wtrącić, bo to był dla mnie najbardziej stresujący aspekt całego kursu. Trzeba powiedzieć, że to jest prawie 1000 stron w PDF-ie. Ja to czytałam 500 razy i miałam już serdecznie dosyć tego tekstu. Oczywiście tekst też był w zewnętrznej korekcie, bo nie śmiałabym pokazać tego nikomu, gdyby zewnętrzny korektor – korektorka w tym wypadku tego nie sprawdziła. Naprawdę przemaglowałam ten tekst wiele razy, ale i tak wiedziałam, że tam się znajdą: a to jakaś literówka, a to jakieś niedociągnięcia, bo po prostu nie ma na to siły. Ja Wam powtarzałam na spotkaniach, że na to nie ma siły, że jeżeli myślicie o tym, żeby być perfekcyjni w tym zawodzie, to trzeba jak najszybciej się tego myślenia wyzbyć. A równocześnie sama się niesamowicie stresowałam tym, jak przez Was te błędy będą odbierane. Na szczęście nie były to jakieś bardzo rażące błędy, no ale coś tam do korekty jeszcze było. Jestem Wam bardzo wdzięczna za wypunktowanie ich. Ja teraz czytam to wszystko jeszcze raz od deski do deski. Jeszcze raz robię korektę. Jeszcze raz poprawiam, ale muszę przyznać, że to był dla mnie bardzo stresujący moment.

Teraz już, Madzia, oddaję Ci głos. Powiedz o Twoim ulubionym elemencie Akademii.

MB: Niezależnie od tego, jak najlepszego kursu byśmy nie wybrali, na jakie studia byśmy nie poszli, to cały wysiłek nauki jest zawsze po naszej stronie. Nigdy nie możemy powiedzieć, że: nic się nie nauczyłem, bo prowadzący to coś tam. Zawsze się można czegoś nauczyć, no ale właśnie – tu jest takie wielkie „ale”… Pytasz o ulubiony element, więc bardzo Cię przepraszam, Ewo, ale muszę Cię uprzedmiotowić, bo moim ulubionym elementem kursu jesteś Ty. (śmiech) Nie sztuką jest dać komuś zbiór reguł dotyczących na przykład edycji tekstów czy zagadnień językowych i powiedzieć: nauczycie się tego. Trzeba umieć to przekazać, przedstawić w zrozumiały, prosty, jasny sposób. To nie są takie regułki, które trzeba kuć dniami i nocami. Ale jeżeli już miałby to być jakiś taki przedmiot, element nieożywiony z naszego kursu, byłyby to PDF-y. One są tak przystępne, przyjemne dla oka, zarówno gdy przegląda się je w wersji elektronicznej, jak i po wydrukowaniu. Są przejrzyste, a przykłady, które podajesz, są takie życiowe, nie słownikowe. 

EP: Z Seksmisji na przykład.

MB: Albo Podsiadło: „Nie ma fal” mi się zakodowało w głowie.

EP: „Nie ma fal” jako przykład cytatu blokowego.

MB: To jest największa wartość tego kursu. Sposób przekazywania wiedzy. 

EP: Bardzo mi miło i po tej laurce poproszę Was o wskazanie czegoś, czego brakowało  Wam w Akademii. Czego zabrakło?

Czego zabrakło na kursie?

AG: Pakietu VIP.

MB: A co byś chciała w tym pakiecie VIP?

AG: Pewność, że wszystkie teksty, których korektę robię, są sprawdzone przez Ewę i omawiane ze mną. Najchętniej: dostaję plik po korekcie Ewy z naniesionymi uwagami do mojej korekty, a potem jeszcze się zdzwaniamy na 10 minut i to omawiamy.

EP: Świetny pomysł. Tak wygląda (bez tego telefonu) test końcowy. Sprawdzam bardzo dokładnie, literka po literce dwie Wasze korekty i przekazuję feedback w pliku zewnętrznym, w którym opisuję, co było super, a gdzie jeszcze warto coś dopracować. W komentarzach na PDF-ie i w Wordzie dodaję uwagi dotyczące konkretnych zagadnień.

Rzeczywiście nie byłam w stanie sprawdzać tydzień w tydzień wszystkich Waszych korekt. Przyznam się Wam szczerze, że kiedy zaczynaliśmy ten kurs, nie planowałam ćwiczeń cotygodniowych na dłuższych tekstach. [Więcej o strukturze kursu i dodatkowych ćwiczeniach przeczytasz i usłyszysz w odc. 7 podcastu]. Na to wpadłam pierwszego czy drugiego dnia. Jak tę wiedzę przenieść na praktykę? Wpadłam na to, że będę tydzień w tydzień podawać Wam dwa autentyczne teksty. Tutaj wielki ukłon w stronę autorów, z którymi współpracuję, bo godzili na to, żebym wykorzystywała teksty, które od nich dostawałam. Przekazywałam Wam te teksty w wersji surowej i w wersji po mojej korekcie, więc można było sobie też samodzielnie je porównać. I wtedy wymyśliłam, że trzy, cztery tygodniowo będę w stanie przyjąć, żeby dać Wam taki indywidualny feedback. Nie wiem, czy przez to, że powiedziałam, że tylko trzy, ale nigdy nie spłynęło ich więcej. Jest to bardzo dobry pomysł, żeby przygotować taki rozszerzony pakiet z indywidualnymi konsultacjami. Przemyślę to. Może nie w jesiennej edycji, ale może w przyszłym roku to się zmieni.

MB: Mnie się jeszcze przypomniało, że zdecydowanie bardzo mocnym elementem kursu jest feedback. To nie jest takie głaskanie po głowie, bo często się tak dzieje, że zapłaciłeś, jesteś moim klientem, to Cię ugłaszczę, ucukierkuję. Nie. To jest bardzo rzetelny, merytoryczny feedback. Nie wiem, czy, dziewczyny, już jesteście po, czy jeszcze nie, natomiast faktycznie tam Ewa zwraca uwagę naprawdę na takie rzeczy, że wow! Podkreśla i to, co się robi dobrze, i to, gdzie jeszcze są braki. Dla mnie to jest bardzo ważne, bo ja lubię wiedzieć, czego jeszcze nie wiem, do czego powinnam się mocniej przyłożyć. Także ten feedback to jest rzeczywiście mocny element kursu.

EP: Madzia – miałaś mówić o brakach. (śmiech)

MB: Już przechodzę, już przechodzę!

AG: Jakbym mogła się wtrącić, żeby domknąć wątek. Ważne jest to, że Ty, jak dawałaś te długie teksty do korekty, to dawałaś nam też tekst po swojej korekcie – i mieliśmy możliwość porównania. Nie zostaliśmy sami z sobą i good bye. Mogliśmy to porównać. Oczywiście znów mogliśmy poruszyć to w grupie, gdzie Ty się odzywałaś. To taka informacja dla osoby, która zastanawia się nad wzięciem udziału w kolejnej edycji Akademii – cały czas Ty jako pomoc, wsparcie jesteś. Tyle chciałam powiedzieć, żeby było jasne i żeby wybrzmiało.

MB: To ja dobrnę wreszcie do brzegu – do tego, czego mi zabrakło. Długo się nad tym zastanawiałam. To, o czym chcę powiedzieć, pewnie się przewija w kursie, a u mnie działa mechanizm wyparcia, bo ja nie lubię tekstów medycznych i prawniczych. Boję się ich i chyba ich nigdy tykać nie będę.

AG: Medyczne dajcie mnie!

MB: Mam poczucie, że nad korektą tekstów prawniczych ciąży odpowiedzialność, bo wstawię przecinek nie tam, gdzie trzeba, i ktoś nie dostanie odszkodowania albo przegra jakąś tam sprawę w sądzie. Gdzieś ta wiedza na temat korekty tekstów prawniczych też się przewijała, ale tak jak mówię, możliwe, że po prostu kompletnie ją zepchnęłam, bo tego się boję. Ale tekstów specjalistycznych mi zabrakło – żebyś rzuciła do tych korekt, o których mówi Agata. Było dużo beletrystyki, tekstów użytkowych, a może warto spróbować czegoś takiego, o czym mniej mówiliśmy na kursie, bo ja w ogóle nie tykam takich zleceń.

EP: Z tym jest trochę problem, bo ciężko jest uzyskać zgodę na udostępnienie takiego tekstu. Już w ogóle nie mówię o umowach, bo to absolutnie nie wchodzi w grę, ale nawet przy tekstach prawniczych ciężko jest dogadać się z autorem, żeby zgodził się na udostępnienie takiego tekstu. Ale odnotuję to i zrobię, co w mojej mocy. Będą teksty prawnicze i medyczne – mam nadzieję – w drugiej edycji w korektach cotygodniowych.

AG: Mnie chodzi po głowie w związku z tekstami specjalistycznymi nawet taki rozdział: jak je ugryźć? Dostaję do korekty pracę dyplomową o spawalnictwie i teraz, na ile ja w tym mogę się poruszać? Na ile pewne rzeczy powinnam przeanalizować, sprawdzić? Mówiliśmy o tym, jaka jest różnica między korektorem, redaktorem i tak dalej, ale wydaje mi się, że inaczej jednak troszkę się na to patrzy w przypadku książki dla dzieci czy beletrystyki, a inaczej jak to jest taki mocno specjalistyczny, naukowy język.

MB: Ostatnio robiłam taką korektę. Trafił do mnie doktorat z biochemii na temat… Ja nawet nie umiem tego powtórzyć. Chodziło o adaptację ziemniaka do suszy.  W dużym skrócie tyle zrozumiałam. (śmiech) Klient był na tyle wyrozumiały, że… ja bym ze słownika przez rok nie wyszła, gdybym miała to merytorycznie sprawdzać. Ale on zaznaczył, że chodzi o przygotowanie tekstu do druku z Worda i o poprawę językową typu przecinki, natomiast merytorycznie mam się tym w ogóle nie przejmować, bo chyba też bym nigdy się za to nie chwyciła. Przyznaję, że chyba pierwszy raz w swoim życiu przeczytałam 300 stron tekstu i nie potrafię powiedzieć, o czym on był.

EP: Tak najczęściej bywa. Jeżeli mamy do korekty teksty naukowe, to nikt od nas nie wymaga sprawdzenia ich pod kątem merytorycznym. Ewentualnie wyłapania jakichś nieścisłości w terminach, jeżeli pojawiają się dwa różniące się jedną literką – to wtedy zaznaczamy. Ale i tak autor decyduje o tym, co zostaje, bo czym my możemy się podpierać – Wikipedią? To nie jest wiarygodne źródło, więc tutaj odwołujemy się do autora. Mam wrażenie, że co nieco o tekstach naukowych było pod koniec drugiego modułu. Tam jest taki bonus: „Korekta korekcie nierówna”. W punktach wymieniam w nim, na co zwrócić uwagę przy tekstach różnego typu, ale rozwinę te naukowe, bo widzę, że jest zapotrzebowanie, tym bardziej że rzeczywiście coś w tym jest, że to są często pierwsze teksty, które korektorzy dostają pod swoje skrzydła: prace dyplomowe, magisterskie czy nawet doktoraty. Może warto się nad tym szerzej pochylić.

Kto nam jeszcze tutaj nie mówił, czego brakowało? Kasia!

KB: Bo mnie chyba niczego nie brakowało.

EP: Nie uznajemy takiej odpowiedzi. Musisz coś wymyślić.

KB: Ale chodzi o to, że tak jak powiedziałaś: zabrakło tekstów i Ty natychmiast te teksty wprowadziłaś. Nawet jeżeli czegoś w kursie brakowało i pojawił się pomysł, że to by jeszcze mogło być, bo by nam pomogło, to Ty natychmiast uzupełniałaś kurs o to, czego my potrzebowaliśmy!

EP: Bardzo się cieszę, że o tym mówisz, bo to było moje założenie, że ten kurs nie ma być sztywny i stały – taki, że daję Wam 1 marca materiały, dziękuję, widzimy się za dwa miesiące przy rozdawaniu certyfikatów. Cały czas powtarzam – i takie było moje założenie – że każda edycja będzie inna. To znaczy nie mówię, z kim kursanci drugiej edycji się spotkają na spotkaniach na żywo, bo ja nie wiem, z kim się spotkają! Bo zapytam ich o to, z kim chcieliby się spotkać, i to nie na początku, tylko po miesiącu, kiedy już wdrożą się trochę w tę korektę. Wtedy ustalimy, jakie zagadnienia chcą rozwinąć z ekspertami na spotkaniach na żywo. Mam już przygotowane jakieś teksty do korekty dłuższej, cotygodniowej, ale jeżeli będzie zapotrzebowanie na inne, to zdobędę inne. Bardzo mi zależy na tym, żeby ten kurs dostosowywał się do tego, jakie osoby biorą w nim aktualnie udział.

Życie po kursie i plany na przyszłość

EP: Tyle, jeżeli chodzi o materiały. Teraz chciałabym, żebyśmy przeszły do tematu, którego też się bałam – życie po kursie. To była jedna z moich większych obaw, kiedy ruszyłam z kursem, bo śledziłam opinie kursantów różnych innych kursów i bardzo często pojawiało się coś takiego: na kursie jest fajnie, śmiesznie, uczymy się i jest okej, ale później przychodzi zderzenie z rzeczywistością. Tak to sformułowanie „zderzenie z rzeczywistością” mi utkwiło w pamięci, że bardzo się bałam, żeby ktoś nie powiedział tak po skończeniu mojego kursu. Zastanawiałam się, co mogę z tym zrobić. Jak mogę pomóc w przejściu od teorii do praktyki? Wtedy przyszedł pomysł zorganizowania praktyk u blogerów i na 80 osób, które brały udział w pierwszej edycji, 60 zdecydowało się na wzięcie udziału w praktykach u blogerów. Wśród tych 20 były osoby, które po prostu już pracowały jako korektorzy. Nie potrzebowały takich dodatkowych praktyk. Ten moment przejścia jest newralgiczny.

Powiedzcie, jak to było u Was. Czy pracujecie teraz z tekstami, jakie macie plany na przyszłość? Już to się trochę przewiało, ale wyjdźmy troszkę dalej w przyszłość. Jakie są Wasze plany?

MB: Ja pracuję cały czas z tekstami. Jeszcze na początku, jak ruszała Akademia, jakieś tam doświadczenie korektorskie i copywriterskie zdobyłam. W marcu nie przeczuwałam tej nieszczęsnej epidemii i tak mi się bardzo podobała data 03.03.2020, że otworzyłam własną działalność gospodarczą. Tydzień później nastąpiło, co nastąpiło. Mimo dosyć trudnych sytuacji, od marca utrzymuję się tylko z korekty. To znaczy utrzymujemy się z pensji męża, ale co miesiąc mam z korekty jakieś wpływy, całkiem sensowne. Czujemy to w domowym budżecie – że jest fajniej i przyjemniej. Pracuję w tej chwili z tekstami, już nic więcej nie robię.

Wiecie co? To nie jest tak, że skończymy kurs, siądziemy, no i teraz – zlecenia, płyńcie do mnie. Trzeba ten wysiłek podjąć, ale warto. Ewa wielokrotnie powtarzała, że korektor to jest zawód, który stoi poleceniami – i tak jest. Ja bardzo rzadko szukam zleceń, rzadko wychodzę z inicjatywą, zgłaszam się do rekrutacji, bo cały czas ktoś się do mnie zgłasza z polecenia. Robiłam korektę przedwydawniczą książki koleżanki, to może tutaj też bym zrobiła? Komuś poprawiałam doktorat, to może tutaj? Trzeba powiedzieć, że Ewa dużo pomaga. Wrzucasz na grupę dużo ogłoszeń. Często przysyłasz do nas klientów i zlecenia. I tak – jestem przeszczęśliwa. Robię to, co chciałam robić. Pracuje mi się bardzo fajnie i zlecenia są. Raz więcej, raz mniej, ale praca jest cały czas.

EP: To jest kula śniegowa. Im więcej robisz, tym więcej robisz, bo potem następne osoby Cię polecają.

MB: Tak. Teraz szewc bez butów chodzi, bo nie mam czasu zrobić własnej strony internetowej.  Ona już niby jest i teksty są, ale nie mam czasu ich sprawdzić.

EP: Ktoś z kursu Ci poprawi.

MB: Właśnie taki mam plan – ostatecznie, zanim kliknę „opublikuj”, żeby ktoś jeszcze to przeczytał.

EP: Masz 79 korektorów pod ręką.

MB: Zatoczę koło od momentu, kiedy sama szukam pierwszych zleceń. Teraz ja będę zleceniodawcą. Jakieś trzy tygodnie temu, przed urlopem, pierwszy raz z mężem się śmiałam, mówiąc: słuchaj, jak to się szybko potoczyło, jak się dzieje. W grupie umieściłam ogłoszenie, że potrzebuję przekazać komuś zlecenie, bo nie byłam w stanie go wcisnąć! I to było dla mnie takie wow! Kiedy taki moment nastał? Teraz mam znowu trochę luźniej, bo to taka sinusoida, przynajmniej u mnie: że jak jest praca, to jest jej bardzo dużo, a potem znowu jest luźniej i zaczynam się denerwować, ale prędzej czy później coś tam znowu się nakręci i znowu lecimy do przodu.

KB: Ja chciałam powiedzieć, że w międzyczasie miałam okazję skorzystać z usług kursantki Ewy, która poprawiała mój tekst, i znaleźć się po drugiej stronie i dostać taki „poszatkowany” tekst… (śmiech) Ale wiecie? Poprawiać czyjś tekst to jest zupełnie co innego niż siedzieć nad własnym. Jak ja dostałam te wszystkie uwagi, komentarze – to jeszcze było w trakcie trwania kursu, więc to były trochę nieśmiałe: „ja bym to zrobiła tak, nie jestem pewna”. To mi dało tak dużo! To było niesamowite, dałam ogłoszenie i tyle osób się zgłosiło. To było piękne.

Odpowiadając na pytanie Ewy, skoro mam głos: ja w tej chwili nie korzystam z wiedzy z kursu, ale tylko dlatego, że jak się otwiera okno, żeby mieć takie dodatkowe zaczepienie, możliwości zawodowe, to jest taki efekt: kiedy wzięłam udział w kursie, to natychmiast zaczęły się sypać zlecenia z tego, czym zajmowałam się wcześniej.!U mnie jest teraz tego tak dużo, że na korektę nie miałabym czasu, więc jestem szczęśliwa, bo sobie pozwoliłam na coś dodatkowego, a rozwinęło się coś, od czego chciałam odejść. Zanim przystąpiłam do kursu, miał okazję robić korektę przedwydawniczą książki Justyny Chrobak. Kończyłam ją na porodówce, bo byłam zaaferowana tym, że mam książkę. Ale wiem, jak dużo popełniłam błędów. Nie wiedziałam, jak się do tego technicznie zabrać. Jak to zrobić, żeby było dobrze. Justynę znam od wielu lat i ona wiedziała, że jestem już na wylocie i zaraz dziecko się pojawi, i że ja w szpitalu nad tym tekstem siedziałam. Ona mi po czasie powiedziała: „Wiesz, miałam takie poczucie, że końcówka, te ostatnie 40 stron, to było potraktowane po macoszemu”. Miałam takie poczucie: ile razy mogę to samo jej pisać? A to tak trzeba. Dopiero w momencie, kiedy na kursie dostaje się teksty i widzi się, jak Ewa to robi, jak pracują nad tym inni, to ma się świadomość tego, jak to wszystko wygląda i jak powinno wyglądać.

EP: A powiedz, czy w pracy copywritera pomagają Ci te wiadomości, które zdobyłaś na kursie – językowe powiedzmy.

KB: Zakładając, że mam zleceń coraz więcej, to chyba tak. Na pewno to mi pomaga bardziej niż same studia polonistyczne, bo to była taka bardzo uporządkowana wiedza. To jest materiał, który gromadzi wszystko. Każdy element tej wiedzy, którą powinnam mieć, w jednym miejscu. Nawet jeżeli mam jakieś wątpliwości, czegoś nie wiem, to wiem, gdzie tego szukać. Nie muszę mieć całej biblioteczki książek i szukać, przeszukiwać albo przekopywać internet, bo tam też można czasami trafić na różne dziwne rzeczy, tylko wiem, gdzie to jest. W razie czego wiem, że mogę Ciebie zapytać i że nikogo nie odeślesz z kwitkiem.

EP: Tylko wystarcza Ci 1000 stron PDF-ów plus grupa na Facebooku.

KB: CRTL+F i dajemy radę.

EP: Agata, Twoje plany?

AG: U mnie to wszystko jest na razie w sferze planów, bo trochę mi się sytuacja życiowa zmieniła. Zgłosiłam się do praktyk, natomiast nim je zaczęliśmy, to wiedziałam, że nie będę mogła w nich wziąć udziału. Na spokojnie pojawiło się zastępstwo w grupie. Ci szaleni ludzie, którzy brali po dwie, trzy osoby do praktyk! (śmiech)

EP: Tak, byli tacy.

AG: Tacy istnieją, więc cieszę się, że te osoby zostały przekazane w dobre ręce. Ja faktycznie jestem trochę w zawieszeniu i czekam, aż będę mogła zgłosić się do tych osób, które obserwuję w sieci i powiedzieć: słuchaj, robisz takie fajne rzeczy, czy ja mogę Ci zrobić korektę w ramach praktyk? Z jedną osobą jestem już umówiona, a co do reszty stwierdziłam, że czekam aż mi się możliwości otworzą. To jest temat, o którym rozmawiamy w mniejszych grupach, które się urodziły z naszej głównej grupy na Facebooku. Dużo osób pozyskuje zlecenia z poleceń. Ktoś porozmawia z żoną, mężem, szwagrem i się okazuje, że ktoś pracuje w bibliotece, gdzie jest potrzebne pilne sprawdzenie regulaminu, a potem idzie do urzędu miasta informacja, że tutaj jest jakiś korektor. To płynie. Jedna osoba mówiła, że sama wysyła zlecenia po lokalnych firmach, instytucjach i szuka osób, które składają teksty. Do drukarni też można wysyłać oferty. Jak jest się na takim poziomie, gdzie ma się dużo osób, które mogą Cię polecać, bo już doświadczyły Twojej pracy, to zawsze jest łatwiej. Dla mnie wielkim bólem w sercu jest to, że akurat nadszedł taki moment, gdzie dużo osób, które obserwuję na Instagramie, tworzy swoje e-booki. Zawsze z czystej ciekawości piszę: „Cześć, czy masz może korektora? Czy nie chciałbyś zobaczyć oferty?”. I ludzie na to miło reagują. Obserwując to, co się dzieje w sieci, tworzę sobie też swoje pomysły na to, gdzie potem szukać zleceniodawców.

EP: To jest niesamowite, bo kiedy szukałam dla Was blogerów do praktyk – ja to już gdzieś kiedyś mówiłam – w ciągu dwóch dni, dosłownie dwóch dni (!) znalazłam 100 osób. Stu blogerów, którzy chcieli powierzyć swoje teksty korektorom i to z wielką radością. I wielu z nich mówiło: „O, super, ja już od dawna nosiłem/nosiłam się z zamiarem, żeby zatrudnić korektora, ale nie wiedziałam, gdzie szukać, jak to zrobić, jak te osoby sprawdzać. Teraz, jak Ty przychodzisz do mnie z takim pytaniem, to ja bardzo chętnie swoje teksty powierzę. Jak będzie dobrze, jak wszystko wyjdzie fajnie, to mam jeszcze taki e-book w planie i taki e-book w planie i będziemy kontynuować tę współpracę, tylko bardziej komercyjnie, a nie na zasadzie praktyki”. To wcale nie wydarzyło się dlatego, że ogłosiłam się w jakiejś grupie, gdzie mnie wszyscy znali i nagle się wszyscy zgłosili. Nie. Podejrzewam, że 99% z tych blogerów, którzy się zgłosili, nie miało zielonego pojęcia w ogóle, kim ja jestem, co to za Akademia i co to za praktyki, tylko chcieli po prostu powierzyć swoje teksty korektorom. To naprawdę, naprawdę tak działa, że trzeba wyjść, powiedzieć: „Hej, cześć, jestem korektorem. Macie jakiś tekst do korekty?”. Zawsze się ktoś znajdzie, a potem kolejna, kolejna i kolejna osoba.

MB: Mnie się przypomniała tak anegdotka z poszukiwań blogerów. Ewo, nie wiem, czy pamiętasz. To jest wszystko jeszcze kwestia umiejętności. No właśnie – ja takiego daru nie mam samą swoją obecnością. Pamiętam, że wrzuciłam ofertę o tym, że szukasz blogerów do praktyk, na jedną z grup facebookowych i otrzymałam odpowiedź, że oni się boją, że nie chcą, że temu to sprawdza teksty żona, a tutaj to ktoś nie chce, żeby ktoś mu błędy wytykał. Po czym wkracza Ewa, mijają dwie godziny i tam jest cała lista chętnych.

EP: (śmiech) Pamiętam tę sytuację i grupę. Mnie to zaskoczyło, bo nie wiedziałam, że jest taki wizerunek korektora w sieci – że to jest człowiek, który wytyka błędy. W gruncie rzeczy nie dziwię się, że blogerzy mają takie poczucie, bo to jest zawód, powiedzmy, który polega na tworzeniu treści, a w internecie niestety są osoby, które lubią wytykać innym błędy. Jeżeli bloger ma jakieś błędy, literówki czy inne niedociągnięcia w tekście, to wyobrażam sobie, że mogą się pojawić pod jego postem komentarze: „To trzeba poprawić, piszesz o tym, ale najpierw naucz się pisać” albo coś takiego. No i ma się złe skojarzenia z poprawianiem tekstów, ale trzeba powiedzieć, że korekta to nie jest wytykanie błędów. Wielka misja przed nami, żeby uświadamiać światu, że korektor to nie jest człowiek, który wytyka błędy. To jest człowiek, który pomaga autorowi, sam pozostając w cieniu. Pomaga autorowi sprawić, żeby jego tekst był po prostu lepszy. 

MB: Tak, to jest misja. Ocieplijmy wizerunek korektorów!

Najważniejsza lekcja wyniesiona z Akademii

EP: Pytanie na zakończenie. Jedna lekcja. Znów proszę o jedną. Agato – jedną.

AG: Oj, nie ograniczaj mnie. (śmiech) 

EP: Jedna lekcja wyniesiona z Akademii. Taka, która zostanie z Wami na dłużej. To nie muszą być przecinki, nie musi to być nic językowego. Co zapamiętacie po Akademii?

KB: To ja jako pierwsza, bo nie potrafię wskazać jednej takiej rzeczy, więc mogę tę swoją jedną oddać Agacie. Ona będzie miała dwie. Uważam, że to była – tak jak już któraś z Was powiedziała – najlepsza decyzja w moim życiu. Ja się bardzo cieszę. To jest spełnienie moich marzeń. I jeszcze dobiję, zobaczysz. Jeszcze jesienią zdam ten egzamin!

AG: Kasia, to się widzimy jesienią – razem!

KB: Świetnie. Potem podbijemy ten rynek!

EP: Tak jest. Podbijecie świat.

MB: Ja mogę wskazać taką swoją naukę wyniesioną z kursu, związaną z pracą korektora. To są dwie rzeczy spinające się w jedno. Trzeba z jednej strony być wyrozumiałym dla siebie, bo tak jak Agata mówiła wcześniej, nie ma tekstów idealnych i trzeba umieć przeboleć własne porażki. To jest dosyć trudne. Po drugie nie trzeba wiedzieć wszystkiego, ale trzeba wiedzieć, że się czegoś nie wie i że gdzieś może być błąd – i na to się wyczulić. Nie ufać sobie. Ja ostatnio taki błąd przepuściłam. Pomyliły mi się słowa: chełpić i hołubić. Autor pisał, że „chełpi zasadzie”. Czytałam to kilkanaście razy. W pierwszym momencie gdzieś mi zgrzytnęło, ale potem pomyślałam: nie no, okej, przecież tak się mówi. Dobrze, że nade mną przy niektórych tekstach czuwa pani Sylwia Chojecka, którą serdecznie pozdrawiam, bo to do mnie wróciło. Faktycznie to przepuściłam i byłam zdziwiona: ale jak to?! Jak ja mogłam to przepuścić? Trzeba nauczyć się dystansu do samego siebie, do pracy nad sobą, pokory i braku zaufania, ale i odpuszczania sobie. Ale chyba nie da się w ogóle nigdy tego do serca nie brać. Ewa, pracujesz tyle lat w zawodzie i też często opowiadasz, że coś Cię „gniecie”, bo poszło. Jest wydrukowane. Nie cofniemy. To jest taki największy gniotek, ale i nauka względem samej siebie. Zasady, edytorstwo, zasady językowe – tak, trzeba wiedzieć, że istnieją, ale nie trzeba znać ich na pamięć. Pamiętać o tym, że coś w tekście powinno mnie uwierać i wtedy – sprawdzać, sprawdzać, sprawdzać. Nie ufać sobie.

EP: Wątpię, więc jestem korektorem.

MB: Chyba taką koszulkę sobie zamówię.

EP: Kolejny napis po ostatnim webinarze. Po CRTL+F i „edytorstwo nie znosi samotności”.

Agato, Twoja jedna lekcja i jedna lekcja, którą Ci Kasia oddała. Możesz podać dwie.

AG: Najcudowniejsze jest to, że Magdalena załatwiła trzecią.

EP: (śmiech) To nie będziemy na Ciebie bardzo krzyczeć.

AG: Dajcie mi dziesięć minut jeszcze, żeby doszło do odpowiedniej godziny…

EP: Aaa, Wy chcecie dobić do półtorej godziny? No dobrze…

MB: Uczyłyśmy się od Ciebie, Ewa.

AG: Drugą rzeczą, jaką mam zapisaną, jest to, że często to, jaka zmiana pojawi się w tekście, to jest sprawa uznaniowa. To wyszło w momencie, kiedy były prowadzone Twoje korekty tekstów na żywo oraz kiedy w grupie były omawiane pojedyncze zdania – ktoś napisałby inaczej, ktoś inaczej przełożyłby akcent i to jest normalne. W różny sposób czytamy tekst i różne sposoby mogą być dobre. To jest dla mnie jedna nauka. Właściwie to już druga z tym, co Magda dodała. Trzecia jest taka, żeby zwracać uwagę na styl autora, na cały tekst jak jedną publikację. Czasami nie musimy się wcale sztywno trzymać zasad. Są różni autorzy, którzy mają swój styl, który dla nich jest ważny, i czasami nie trzeba być takim: nie, nie, nie, wszystko ścinamy, wszystko zmieniamy, tylko można autorowi zostawić przyjemność ze stworzonego przez niego dzieła.

EP: Zdecydowanie! Nie ma czegoś takiego jak jeden język polski. Języków polskich jest bardzo, bardzo dużo. Trzeba wyczuć tę różnicę, granicę pomiędzy poprawnością językową a indywidualnym rysem autora.

AG: Pięknie to ujęłaś. O to mi chodziło. Dajcie mi jeszcze siedem minut. (śmiech)

EP: Pozwólcie, że ja będę już zagospodarowywać ostatnie minuty. I tak Kamil, który montuje podcasty – Kamilu, chciałam powiedzieć, że już drugi raz w podcaście na antenie o Tobie wspominam – Kamil nam to trochę wytnie. Myślę, że odcinek nie będzie trwał półtorej godziny, bo nie wiem, kto by tyle wytrzymał.

Bardzo, bardzo Wam dziękuję za te prawie półtorej godziny, które tutaj razem spędziłyśmy. Za to, że poświęciłyście swój czas, żeby być może przyszłym kursantom Akademii przybliżyć kulisy naszego kursu. Mówię „naszego”, bo właśnie tak to odbieram – że to nie jest mój kurs. To jest nasz kurs. Bardzo rzadko mówię o Akademii „moja Akademia”, „mój kurs”, bo w ogóle nie czuję, żeby ona była moja. Ona jest zdecydowanie Wasza, a Wy jesteście jej częścią ta grupa, która się stworzyła.

Chciałabym zakończyć życzeniami pod Waszym adresem. Madziu, zacznę od Ciebie, bo my się chyba tutaj najdłużej znamy. Byłyśmy razem na praktykach jesiennych, a potem w kursie. Wiem, że marzy Ci się praca z książkami dla dzieci, bo że z książkami pracujesz, to już wiemy. Bardzo, bardzo trzymam kciuki, żeby Twoje marzenia się ziściły, a znając Twoją pracowitość i determinację, zapał i wiedzę, jestem pewna, że tak się stanie.

MB: No i się wzruszyłam. Dziękuję.

EP: Agata, z kolei Ty masz sto tysięcy pomysłów na minutę. Byłaś inicjatorką wielu różnych akcji w grupie i tych podgrup, które się utworzyły i którymi ja jestem zachwycona. Jestem pewna, że jak tylko życiowe sprawy Ci się odblokują, to zaraz pierwszego dnia wystrzelisz z ogromną prędkością. Będę bardzo, bardzo uważnie śledzić to, co się dzieje u Ciebie i w korekcie, i w ogóle w pracy zawodowej, bo jestem bardzo ciekawa, w jakim kierunku to pójdzie.

AG: Ja sama nie wiem, w jakim kierunku to pójdzie, ale w blokach startowych już stoję.

EP: Tak, ja to czuję. Ja to widzę i czekam na sygnał startu. Kasiu, a Ty z kolei na tylu frontach już działasz, że ja dla Ciebie mam tylko jedno życzenie: żebyś cierpiała na klęskę urodzaju. Żebyś cały czas nie wiedziała, za co się złapać: czy za copywriting, czy za recenzję, czy za korekty. Żebyś mogła w nich przebierać i wybierać te, które będą dla Ciebie najciekawsze. 

KB: Bardzo dziękuję.

EP: Bardzo Wam jeszcze raz dziękuję za rozmowę. To była dla mnie ogromna przyjemność móc Was gościć przez te prawie półtorej godziny. Nie dobijemy do półtorej godziny chyba jednak, dziewczyny…

MB: Dla nas to była większa przyjemność. Dziękujemy.

AG: No i niech wszyscy kupują kurs!

MB: Tak, to się nie ma co zastanawiać. Jeśli ktoś ma ciągoty… Dobijemy do półtorej godziny!

EP: To ja Was teraz zostawiam. (śmiech)

KB: Trzeba to powiedzieć głośno i wyraźnie: ten kurs, tak grupa, która się utworzy, jest warta każdej tej złotówki!


Oszczędzę Wam tego, co się działo po napisach końcowych. Powiem tylko, że dobiłyśmy do półtorej godziny, a nawet grubo ten czas przekroczyłyśmy. I nie, nie znamy się od lat, nigdy nie widziałyśmy się na żywo, połączyła nas Akademia korekty tekstu i atmosfera, jaka panuje w grupie kursantów I edycji. Panuje, bo ta grupa cały czas żyje.

Jeśli macie ochotę dołączyć do II edycji kursu, wejdźcie na stronę ewapopielarz.pl – znajdziecie tam linki do zapisów na listę oczekujących i dodatkowe informacje o Akademii. Mam nadzieję, że zobaczymy się 1 października i wspólnie stworzymy kolejną genialną grupę kursantów Akademii korekty tekstu. Bo pamiętajcie, że to Wy ją tworzycie, to Wasz kurs!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *