PDSK#027 Korektor i grafik – układ idealny. Rozmowa z Dominikiem Jańczakiem (podcast)

PDSK#027 Korektor i grafik – układ idealny. Rozmowa z Dominikiem Jańczakiem (podcast)

Na początku jest oczywiście autor. Ale żeby powstała książka, potrzebna jest pomoc także innych osób: redaktora, korektora i specjalisty od desktop publishingu. Ponieważ to gra do jednej bramki, wszyscy muszą ze sobą współpracować i nawzajem sobie tę pracę ułatwiać. O tym, jak wygląda współpraca korektora ze składaczem, porozmawiam dzisiaj z Dominikiem Jańczakiem.

Dominik działa w branży wydawniczej od kilkunastu lat. W tym czasie pełnił już chyba większość możliwych ról w procesie wydawniczym. Zajmował się między innymi projektowaniem layoutów, składem książek oraz magazynów, koordynował pracę zespołów wydawniczych, a nawet przygotowywał analizy związane z wdrażaniem nowych produktów wydawniczych na polski rynek. Aktualnie jest redaktorem naczelnym magazynu „Logistics Manager”, a na swoim kursie projektowania DTP szkoli osoby chcące odnaleźć się na rynku wydawniczym.

Subskrybuj: Spotify | Apple Podcasts | Google Podcasts | YouTube | Inne

Gość: Dominik Jańczak

Montaż: Kamil Dudziński

Transkrypcja: Katarzyna Bień

Plan odcinka

  1. Jak nazwać osobę, która zajmuje się desktop publishingiem
  2. Przygotowanie tekstu do składu – dobre praktyki
  3. Czy stylowanie tekstu pomaga grafikowi
  4. Poprawki na PDF-ach
  5. Kompetencje grafika i redaktora
  6. Czas w procesie wydawniczym
  7. Weryfikacja poprawek – czyje to zadanie
  8. Kurs projektowania DTP
  9. Problemy z plikiem po składzie
  10. W pracy grafika DTP najlepsze jest…

Źródła przywołane w odcinku

Uwaga! Z kodem witaj-w-branzy kupisz kurs Dominika 20% taniej!
(Kod jest ważny do końca sierpnia 2022 roku).

Transkrypcja podcastu #027 Korektor i grafik – układ idealny. Rozmowa z Dominikiem Jańczakiem

Ewa Popielarz: Cześć, Dominiku!

Dominik Jańczak: Cześć! Witam!

Jak nazwać osobę, która zajmuje się desktop publishingiem

EP: Na początek chciałabym ustalić terminologię. Jak ja mam się w ogóle do Ciebie zwracać? Redaktor to jest redaktor. Korektor to jest korektor. A my o Was – ludziach, którzy zajmują się desktop publishingiem – mówimy w korekcie, że jesteście składaczami. Czy mogę tak do Ciebie mówić, czy to jest… obraźliwe? Mam nadzieję, że nie.

DJ: Nie, nie jest obraźliwe. Najszerszym pojęciem jest „grafik”. Natomiast to pojęcie jest bardzo szerokie i w tym momencie już właściwie dość nieprecyzyjne. Chodzi mi o to, że grafikiem możemy nazwać zarówno kogoś, kto zajmuje się na przykład malarstwem cyfrowym w programach graficznych, jak i kogoś, kto czyści skany dokumentów technicznych, nakładając na nie nowy tekst od tłumacza.

Czyli z jednej strony mamy działalność ciążącą w stronę artyzmu – polecam sprawdzić sobie hasło „digital painting” w Google – a z drugiej strony mamy zadania bardzo techniczne, proste i powtarzalne. Mamy tutaj analogię do dziedziny, jaką jest informatyka. Podobnie jak w IT, w obrębie dyscyplin graficznych wykształciło się sporo specjalizacji, a jedną z nich jest grafika DTP, czyli właśnie projektowanie i przygotowywanie publikacji do druku. I właśnie osobę, która zajmuje się grafiką DTP, można potocznie nazwać składaczem, czyli kimś, kto składa tekst.

EP: Aha, czyli jednak potocznie. [śmiech]

DJ: Tak. Ja, szczerze mówiąc, zdecydowanie wolę określenie „grafik DTP”.

EP: Grafik, okej. Grafika kojarzy mi się właśnie z tym, o czym mówisz – z jakimś rodzajem artyzmu. Czyli (będę używać słowa „składacz”, przepraszam, jestem przyzwyczajona) jeżeli składacz składa książkę, w której jest sam tekst, to też możemy o nim powiedzieć, że jest grafikiem? Grafikiem DTP, tak jak mówisz?

DJ: Tak, ponieważ on porządkuje wizualne aspekty całego projektu na nieco innej płaszczyźnie, czyli na płaszczyźnie layoutu. To również jest konstruowanie jakiejś graficznej narracji.

EP: Mimo że zdjęć czy grafik jako takich tam nie ma.

DJ: Dokładnie tak.

Przygotowanie tekstu do składu – dobre praktyki

EP: Porozmawiajmy o przygotowaniu tekstu do składu. Mam nadzieję, że uda nam się utworzyć może nie dekalog, bo nie będziemy aż do dziesięciu punktów zmierzać – ale jakieś rady dla korektorów, redaktorów, którzy przygotowują tekst. Tak żeby potrafili go w ten sposób przygotować, żeby grafik po otworzeniu pliku nie zaczął kląć, tylko żeby mu się dobrze z tym plikiem pracowało. Powiedz, co jest najważniejszym elementem na początku tego procesu wydawniczego, kiedy tekst przejdzie redakcję, a później idzie do składacza. O czym redaktor musi pamiętać, żeby grafikowi ułatwić pracę?

DJ: Dla mnie, jeśli chodzi o szeroko pojętą współpracę, najważniejsze jest budowanie procesów i pewnych standardów, które po pewnym czasie sprawiają, że ta współpraca dzieje się niejako automatycznie. Kiedy mówię o standardach, to chodzi mi na przykład o sposób przygotowania materiałów przez redaktora czy sposób wprowadzania poprawek przez korektora – powinien być niezmienny w obrębie danego projektu i jednolity do wszystkich jego części składowych, czyli na przykład do wszystkich artykułów danego magazynu, który aktualnie ma złamać grafik.

Natomiast jeżeli chodzi o procesy, to opowiem o nich na pewnym przykładzie. Kiedy grafik składa dużo, kiedy proces składu musi następować szybko, kiedy chociażby dział handlowy ma wiele poprawek od klientów dotyczących tekstów sponsorowanych – bez budowania procesów w zespole redakcyjnym jesteśmy na bardzo prostej drodze do przeoczenia ważnych kwestii, do pominięcia jakichś ważnych poprawek czy do tego, że korektor będzie musiał zarwać noc czy dwie nad poprawkami.

EP: Korektorzy i tak często zarywają noce, jesteśmy przyzwyczajeni.

DJ: Rozmawiamy o tym, żeby zminimalizować tę liczbę zarwanych nocy.

EP: Dobrze, jestem za.

DJ: Z redaktorami, z którymi współpracuję jako grafik, zwykle mamy kilka bardzo prostych zasad, na przykład nie przesyłamy sobie plików przez maile, tylko pracujemy, bazując na wirtualnych dyskach czy na przykład serwerach FTP – na przykład korzystamy z dysku Google. Tam dany projekt, na przykład kolejne wydanie magazynu branżowego, ma swój folder. W tym folderze znajdują się kolejne katalogi dotyczące poszczególnych tekstów i kiedy redaktor ma już wszystkie materiały do danego artykułu, daje mi o tym znać krótkim mailem.

Ja składam ten tekst i wrzucam go ponownie do tego samego katalogu. Korektor również ma do niego dostęp, zatem wystarczy kolejna krótka informacja mailowa czy na jakimś wewnętrznym czacie, że korektor może działać. To znacznie skraca niektóre wąskie gardła w procesie produkcyjnym. Unikamy tak zwanego głuchego telefonu, kiedy różne wersje plików krążą między grafikiem, redaktorem czy zespołem handlowym i korektą.

EP: I nagle się okazało, że został złożony plik sprzed redakcji na przykład.

DJ: Dokładnie tak. Tutaj mamy wszystkie wersje ze wskazaniem tej najnowszej w jednym katalogu, do którego wszyscy mają dostępy. I to jest właśnie przykład procesu dotyczącego obiegu dokumentów podczas składu magazynu.

EP: To bardzo piękny świat, o którym mówisz. Bardzo bym chciała, żeby wszędzie tak to wyglądało. Dzisiaj miałam rozmowę na Instagramie z jedną z moich kursantek, omawiałyśmy właśnie proces wymiany dokumentów. Niestety konkluzja była taka, że jednak w większości wydawnictw panuje jeszcze głębokie średniowiecze pod tym względem. Już nie mówię o jakichś tam weTransferach – wszystko idzie przez maila i potem właśnie dzieją się takie rzeczy, o jakich mówisz: różne wersje pliku trafiają do składu i jest problem, bo ktoś musi robić drugi raz tę samą pracę i nie wiadomo, gdzie szukać winnego.

Czy stylowanie tekstu pomaga grafikowi?

EP: Powiedz o stylach. Powiedziałeś, że bardzo ważne jest to, żeby na przykład artykuły w czasopiśmie były podobnie sformatowane, żeby składacz, grafik miał łatwiejszą pracę. Czy grafikowi ostylowanie tekstu stylami akapitowymi, znakowymi, czyli, nie wiem, nagłówki, kursywy, też wyróżnione stylami boldy, wyróżnione stylami ramki, wyróżnione stylami cytaty blokowe i tak dalej – czy to pomaga, czy nie ma to jakiegoś większego znaczenia? Pytam dlatego, że znam grafików, którzy mówią: „Nie styluj tekstu, ważne, żeby on był wyczyszczony, żeby formatowanie było maksymalnie wyczyszczone. Ja go sobie sam ostyluję, będzie szybciej”.

DJ: Tak, ja również stosuję takie podejście, czyli sam styluję tekst. Natomiast to jest tak naprawdę kwestia umowy między grafikiem a redaktorem. Istotne jest to, żeby nam wszystkim pracowało się dobrze i swobodnie, zatem musimy wypracować takie schematy, żeby wszyscy byli zadowoleni. Jeśli chodzi o stylowanie dokumentu, o takie przygotowanie przez redaktora dokumentu, to tak naprawdę dla mnie bardzo istotne jest wskazanie na przykład hierarchii śródtytułów, wskazanie tytułu i podtytułu, czy chociażby wskazanie cytatów, wybić, początku apli i jej końca. I może to akurat jest dosyć niepopularne, ale kiedy ja pełnię rolę redaktora, bo czasami też się tak zdarza, to zaznaczam grafikowi, z którym współpracuję, indeksy górne i dolne, ponieważ był to jeden z najczęstszych błędów wyłapywanych przez korektę – i tutaj udało nam się to gdzieś zoptymalizować.

EP: Ale jak to zaznaczasz? Jakoś kolorkami czy…

DJ: Kolorami, tak. Są różne podejścia do pracy ze skryptem. W tym momencie nie chcę wartościować żadnego z nich ani wskazywać, które jest metodologicznie poprawne. Po prostu zostańmy przy tym, że są one różne, a sposób pracy powinien wynikać z konsensusu pomiędzy grafikiem a redakcją. Są graficy, którzy pracują na stylach od redaktora, są graficy, którzy wolą komentarze, a jeszcze inni wolą mieć zaznaczone kolory w tekście. Natomiast jeżeli grafik wymaga od redaktora odpowiedniego ostylowania tekstu, skryptu, to ja uważam, że to on powinien przygotować taki schemat do ostylowania.

EP: Powinien dostarczyć redaktorowi szablon, na którym redaktor by pracował.

DJ: Uważam, że tak.

EP: To ma sens, bo style mają pomóc grafikowi. Redaktorowi wystarczy na jego potrzeby samo wyczyszczenie formatowania.

Poprawki na PDF-ach

EP: Dotąd byliśmy w Wordzie, przeskoczmy teraz na moment do PDF-ów. Najbardziej popularnym programem do nanoszenia korekty w PDF-ie jest Adobe Reader. Na razie nic mu nie zagraża. Inne programy, które gdzieś tam się przewijały, w większości przestały być aktualizowane, zostajemy więc przy starym, dobrym Readerze. Tym bardziej że chyba mniej więcej rok temu weszła aktualizacja InDesigna…

DJ: Chyba trochę wcześniej.

EP: Albo i wcześniej. Aktualizacja, dzięki której można zaciągać komentarze [z Adobe Readera do InDesigna] i je akceptować, a one od razu automatycznie wchodzą do tekstu. Mimo to w wydawnictwach, z którymi współpracuję, mam takich grafików, którzy proszą o to, żeby zaznaczać poprawki wyłącznie kolorami na tekście.

DJ: A to ciekawe!

EP: Ciekawe, prawda? Bo jednak poprawki wprowadzane w Adobe Readerze minimalizują liczbę późniejszych błędów. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?

DJ: To, o czym mówisz, ten mechanizm, czyli zaciąganie komentarzy z Adobe Readera bezpośrednio do InDesigna, to jest tak naprawdę funkcja, która pozwala na półautomatyczne wprowadzanie poprawek przygotowanych w odpowiedni sposób. Półautomatyczne, ponieważ poprawka zaciąga się nam sama, czyli znajdujemy się od razu w tym miejscu pliku, gdzie została naniesiona, nie musimy tego szukać ręcznie, scrollować kilkudziesięciu stron na przykład. Natomiast grafik musi jej się przyjrzeć i ją zaakceptować, a może ją też odrzucić. Według mnie drastycznie przyspiesza to pracę. Zdecydowanie korektor w imię dobrych relacji z grafikiem powinien opanować znaczniki „Zastąp”, „Wstaw” i „Usuń” w Adobe Readerze.

Natomiast w kontrze do tych cudów techniki mogę opowiedzieć historię o pewnym redaktorze technicznym, z którym kiedyś współpracowałem. Był on takim proofreaderem, przez którego przechodziły wszystkie magazyny wydawnictwa przed trafieniem do druku. On był instancją ostateczną, która funkcjonowała już poza pracą redakcji. Czyli redakcja kończyła swoją pracę, akceptowała finalny plik z wprowadzoną już korektą na PDF-ie, a później ten plik trafiał jeszcze do tego wspomnianego redaktora technicznego. I on działał już później tylko z grafikiem, czyli ze mną akurat w tym przypadku, zwracając uwagę na różne ostatnie niedociągnięcia.

I słuchajcie, kiedy pierwszy raz dostałem od niego plik, to zdębiałem dosłownie, ponieważ poprawki były zapisane znakami korektorskimi na wydruku magazynu z biurowej drukarki, a później zeskanowane i wysłane do mnie. Jakoś sobie wtedy poradziłem, natomiast szok był bardzo duży.

Ten sam pan rok czy dwa później poznał te nowinki technologiczne związane z Adobe Readerem. I wtedy już otrzymywałem od niego plik w PDF-ie, nie były to skany. Kiedy pierwszy raz wysłał mi ten plik, otworzyłem go, patrzę, a tam sto komentarzy na osiemdziesięciu stronach magazynu! Musiałem w trybie natychmiastowym udać się po melisę do kuchni. [śmiech] Na szczęście okazało się, że dziewięćdziesiąt procent tych komentarzy to tak zwane stemple z napisem „Okej”, które zostały postawione na stronach, do których nie było uwag. Także możliwości Adobe Readera są super, ale też trzeba je odpowiednio wykorzystać.

EP: Myślałam, że powiesz, że jak już pan przeszedł na Readera, to dalej były tam znaki korektorskie, ale zaznaczane tym Readerowym ołówkiem. [śmiech] To by też było ciekawe. Który to był rok, pamiętasz? To było dawno temu?

DJ: Trzy lata temu.

EP: Ostatnio znalazłam zdjęcie z moim małym najmłodszym synem – miał wtedy niecały rok, a ma teraz cztery lata, więc to było też około trzech lat temu – i słuchaj, na tym zdjęciu pracowałam z nim na dywanie, robiąc korektę na wydruku!

DJ: No proszę.

EP: Nanosiłam korektę na wydruk. Już jestem tak przyzwyczajona do pracy tylko w Readerze, że miałam to za bardzo zamierzchłe czasy. Oczywiście kilkanaście lat temu to był standard. Jechałam do wydawnictwa, odbierałam wydruk, przychodziłam do domu, nanosiłam korektę cienkopisem, najlepiej nie czerwonym – autorzy nie lubią czerwonego, bo to tak jak w szkole, troszkę niefajnie – i później jechałam odwieźć tę korektę. Ale miałam w pamięci, że to było kilkanaście lat temu, a nie trzy, cztery. Na szczęście tylko jedno wydawnictwo jeszcze trzymało się jeszcze wtedy tych starych standardów.

DJ: A powiedz, tak szczerze, nie czytało Ci się lepiej na wydruku?

EP: Zawsze tak myślałam i zawsze tak mówiłam: wydrukuję, to będę więcej widzieć. Ale wiesz, co potem zrobiłam? Potem sobie kupiłam większy monitor. [śmiech] I teraz, jak sobie powiększę PDF, to już nie ma siły. Korekta na papierze była o tyle wygodna, że można było ją ze sobą zabrać na przykład do parku. Dzieci sobie biegają po zjeżdżalniach, a ja mam swoje karteczki, bez komputera na kolanach. To było wygodne, ale ile tego papieru się drukowało! Potem można było go na kolorowanki przeznaczyć, ale to były naprawdę tony papieru. Zostańmy przy tym, że jednak w Readerze jest wygodniej.

Kompetencje grafika i redaktora

EP: Chciałabym porozmawiać jeszcze chwilę o kompetencjach – bardziej chyba grafika niż redaktora, chociaż myślę, że zahaczymy o obie te profesje. Grafik przygotowuje layout – załóżmy, że to nie jest jakieś cykliczne wydawnictwo, tylko jeden konkretny layout na przykład e-booka z grafikami albo książki bogatej graficznie. Z kim on to konsultuje? Zwykle z autorem czy może redaktor ma coś do powiedzenia? Powiedz, jak to wygląda z Twojej perspektywy, a ja potem powiem, jak wygląda z mojej.

DJ: Jeżeli mówimy o takim tradycyjnym, najczęstszym procesie wydawniczym, kiedy książka jest wydawana przez wydawcę, a nie w self-publishingu, to wszelkie kwestie związane z jej wyglądem, z formatem, rodzajem papieru i z warstwą wizualną są uzgadniane, jeśli istnieje taka potrzeba, bezpośrednio z wydawcą, czyli z redakcją, z redaktorem prowadzącym. Jeśli chodzi o kwestie layoutu, to zdecydowanie więcej ma do powiedzenia autor wydający w self-publishingu. Natomiast wydawcy bardzo zazdrośnie strzegą tych swoich kompetencji – przecież oni inwestują w ten produkt, stąd ta ich piecza nad większością elementów wydawniczych.

EP: Jak tekst już jest w korekcie, to jest jeszcze szansa na jakiekolwiek zmiany? Pytam, bo miałam kiedyś taką sytuację, kiedy dotarło do mnie czasopismo, w którym były zastosowane cyfry nautyczne, latały sobie góra-dół. One bardzo fajnie się sprawdzają w beletrystyce, kiedy wprowadzamy jakąś cyfrę, bo ładnie znikają w tekście, upodabniają się do liter, nie mamy nagle wielkich cyfr wyskakujących gdzieś w środku strony. Przy czym w tym czasopiśmie były też przepisy kulinarne, no i były ułamki z kreskami ułamkowymi, więc pojawiły się indeksy górne i indeksy dolne, a to wszystko było zapisane cyframi nautycznymi.

Nagle zaczęło to pływać, a jeszcze layout był taki, że na stronie była grafika przedstawiająca wyrwaną z zeszytu kartkę, a na niej przepis. I te kartki były pochylone, więc cały tekst był lekko kopnięty. W tym momencie to już naprawdę przestawało być czytelne. I teraz pytanie: czy korekta to jest moment na zmianę takich elementów, czy już trzeba machnąć ręką i nawet nie dodawać komentarza?

DJ: Widzę tutaj dwie kwestie. Pierwsza – oczywiście każda uwaga korektora dotycząca layoutu jest cenna, ale nie każda zostanie wprowadzona. W takim przypadku jako grafik konsultuję się zwykle z redaktorem prowadzącym lub wydawcą, którzy mają ostatnie słowo w takich kwestiach. Natomiast z drugiej strony grafik, wiedząc, że w grę wchodzą przepisy i że taki zapis ułamkowy będzie się przewijał w tekście, powinien o tym pomyśleć już na etapie doboru fontów i projektowania layoutu. Naszym celem jest sprawienie, żeby tekst był wizualnie neutralny i nie odciągał uwagi czytelnika od treści. Kiedy zaczyna się wizualnie sypać, to znaczy, że grafik nie dał rady.

EP: Chyba że taki jest cel – żeby jednak fonty się wyróżniały. Czasem w książeczkach dla dzieci tak bywa, że grafika fontów żyje swoim życiem.

DJ: Tak, tak, książki dla dzieci to jeszcze inna sprawa, natomiast wyróżnienia mają skupiać uwagę na jakimś elemencie, ale nie mogą przeszkadzać w czytelności, czyli nie mogą zaburzać procesu odbioru czytelnikowi.

EP: Zdarzyło Ci się kiedyś, że znalazłeś błąd w korekcie?

DJ: Tak.

EP: Co wtedy robisz? Nie wprowadzasz go?

DJ: Odzywam się do korektora.

EP: Miewasz kontakt z korektorem?

DJ: Tak. [śmiech]

EP: Aaa widzisz, bo Ty w bardzo fajnym świecie żyjesz. Na dysku Google’owym wszystko Ci się spina, masz kontakt z korektorami…

DJ: To ponownie kwestia budowania procesów. Uważam, że grafik powinien mieć kontakt z korektorem. On nie będzie intensywny, ponieważ najczęściej nie ma takiej potrzeby. Ale przypadek, o którym mówisz, kiedy grafik znajduje jakiś błąd czy jakaś poprawka jest niejasna, to jest świetny przykład tego, że taki kontakt po prostu byłby potrzebny, szczególnie kiedy gonią nas terminy. Wtedy grafik, zamiast omijać jakąś poprawkę czy zastanawiać się nad tym, co z nią zrobić, po prostu może wysłać korektorowi maila czy SMS-a z prośbą o doprecyzowanie. I wtedy wszyscy jesteśmy szczęśliwi, ponieważ sprawa zostaje rozwiązana błyskawicznie. Ja jestem fanem skracania łańcuchów przepływu informacji w obrębie procesu wydawniczego, więc jestem na tak, jeśli chodzi o bezpośredni kontakt.

EP: Marzy mi się taki świat, kiedy korektorzy z redaktorami i ze składaczami byliby na jakichś komunikatorach tak spinani, żeby komunikacja przebiegała na zasadzie pytanie–odpowiedź. I żeby PDF, na którym już na końcu pojawia się adnotacja „wersja pięćdziesiąta ósma”, nie musiał krążyć pomiędzy tymi osobami.

Czas w procesie wydawniczym

EP: Weszliśmy na śliski temat problemów w procesie wydawniczym, ale myślę, że warto przy nim chwilę zostać, bo może uda nam się podać jakieś rozwiązania. Jak z Twojego punktu widzenia wygląda czas pracy? Powiem Ci, jak to wygląda z mojej perspektywy jako redaktorki i korektorki. Redaktor jeszcze ma czas. Jakby miał jakąś obsuwę, to jeszcze jesteśmy daleko przed drukiem, więc może sobie na to pozwolić. Potem skład – czasem trzeba coś tam poprawić w layoucie, coś się jeszcze wykrzacza po drodze.

I jak plik ostatecznie trafia do korektora, no to, proszę pana, ten korektor jest już ostatnim ogniwem procesu i wszystko na niego spada. Wszyscy sobie ładnie przeciągali, autor oddał tekst tydzień później, składacz jeszcze musiał się porozumieć z wydawcą i korektor ma teraz trzy dni na naniesienie poprawek. I niestety bardzo często kończy się to tak, że tekst po naniesieniu poprawek nie wraca do korektora, więc on nie może go zweryfikować.

DJ: Cóż, taki sobie wybrał zawód ten korektor. [śmiech]

EP: Wiedziałam, Ty żyjesz w idealnym świecie, u Ciebie nie ma problemów z czasem. [śmiech]

DJ: A tak na poważnie – często współczuję korektorowi, szczególnie w przypadku, kiedy właśnie jest zmuszony gonić terminy.

EP: Dziękujemy.

DJ: Takie sytuacje się zdarzają i będą się zdarzały nawet przy świetnie pomyślanych i wdrożonych procesach. Bo to też nie jest tak, że porządkowanie współpracy, o którym wcześniej wspominałem kilka razy, będzie jakimś cudownym lekiem na całe zło branży wydawniczej. Niestety ma ona swoje ciemne strony i swoją specyfikę, a my możemy jedynie ograniczać tego typu sytuacje. I tutaj pojawia się pytanie: w jaki sposób? No i ponownie – odpowiednie mechanizmy kooperacji, zakładanie buforów czasowych. To zdecydowanie rola redaktora prowadzącego, jego strategicznego planowania całej pracy. A także po prostu informowanie na bieżąco o opóźnieniach. Wtedy chociażby korektor może zająć się jakimś zleceniem, którego realizację planował na później, zamiast czekać na materiały od nas, które w najbliższym czasie nie dotrą.

Weryfikacja poprawek – czyje to zadanie

EP: Jeżeli mogę Ci się wyżalić, to chciałabym Ci powiedzieć o rzeczy, która najbardziej mnie zawsze smuci na etapie korekty. Nanoszę poprawkę – na przykład mamy dwa identyczne wyrazy na końcu wersu i proszę, żeby rozbić akapit tak, żeby nie wypadały jeden pod drugim. Różnie to ludzie nazywają, różne są terminy, możemy ten błąd nazwać lustrem. [Poprawka jest naniesiona]. Wyrazy przeskakują na początek kolejnych wersów i… znowu są jeden nad drugim, tylko na początku kolejnego wersu! Albo inna poprawka jest wprowadzana i generuje na przykład pojawienie się samotnego spójnika na końcu wersu (sieroty). Bardzo trudny jest wtedy etap rewizji, weryfikacji PDF-a, bo muszę sprawdzić nie tylko to, czy moje zmiany zostały wprowadzone, ale też czy nic się po drodze nie wykrzaczyło. Widzę tylko jedną radę na coś takiego: nauka, nauka, nauka – na przykład u Ciebie na kursie.

DJ: Tak, bo jeśli mówisz, że pojawił się spójnik znów na końcu, to znaczy, że grafik nie wykorzystał kodu GREP, tylko ręcznie je przerzucał. Uważam, że grafik po wprowadzeniu jakiejkolwiek poprawki powinien rzucić okiem na stronę czy ewentualnie na rozkładówkę i sprawdzić, czy ta poprawka nie wprowadziła jakichś niechcianych przesunięć tekstu. To powinien być standard pracy grafika. Oczywiście wrażliwość na tego typu przepływy tekstu po wprowadzeniu poprawek zwiększa się z czasem i z nabytym doświadczeniem. Ale musimy zwracać na to uwagę, także z szacunku do Waszej pracy.

Kurs projektowania DTP

EP: Powiedz dwa słowa o Twoim kursie. Kiedy startuje? Wielu kursantów Akademii korekty tekstu ląduje potem u Ciebie na kursie i uczy się składu – są bardzo zadowoleni. A jak kursanci Akademii są zadowoleni, to znaczy, że to jest bardzo dobry kurs. Zresztą mój mąż też jest po Twoim kursie i składa materiały do Akademii.

DJ: Szczerze mówiąc, też uważam, że jest nie najgorszy. [śmiech]

EP: Ale muszę to z Ciebie wyciągać! Powiedz więcej o kursie: ile razy do roku startuje, kiedy można się zapisać?

DJ: W tym momencie przyjąłem nabór ciągły. Przy aktualnym uporządkowaniu materiałów na platformie szkoleniowej jest to po prostu możliwe. Kursanci przerabiają materiały w swoim tempie, natomiast ja jestem zawsze dostępny na indywidualne konsultacje czy ewentualnie przy jakichś problemach, które się pojawiają już podczas komercyjnych projektów. Cieszy mnie przede wszystkim to, że sporo osób działa na rynku. To jest budujące, bo pokazuje, że to po prostu ma sens. Społeczność też fajnie reaguje – kiedy ktoś zna odpowiedź na jakieś pytanie, to nie czekają na mnie.

EP: To jest super.

DJ: Czyli jest to nauka w dużej mierze własna, ale z takim backupem w postaci po pierwsze społeczności, po drugie mojego wsparcia, a po trzecie z kończącym projektem zaliczeniowym. Kursant składa projekt, później wspólnie go dopracowujemy do takiego momentu, żeby był gotowy do zaprezentowania w portfolio, co też pokazuje stopień opanowania wszystkich mechanizmów, zasad i funkcjonalności programu.

EP: Czyli: kursprojektowania.pl, tak? To jest aktualny adres?

DJ: Tak.

EP: Zapraszamy do Dominika. Im więcej dobrych grafików, tym też dla nas, korektorów, świat będzie piękniejszy.

Problemy z plikiem po składzie

EP: Wróćmy do problemów. Próbuję uciec od tego tematu, ale jeszcze kilka problemów nam zostało. Czasem się zdarza, że czegoś nie da się zrobić w składzie. Mateusz Cichosz, z którym też chyba współpracujesz, o ile dobrze kojarzę…

DJ: Zdarzyło się, tak.

EP: Na Instagramie @magik.od.skladu.ksiazek. Mateusz nie wie, że o nim będziemy mówić, ale mam nadzieję, że się ucieszy. Pokazywał kiedyś u siebie na Instagramie coś, co bardzo mi się spodobało. Był to fragment łamu, w którym nie zmieścił się ostatni wers. Kwestia była taka, że albo by powstał szewc, albo bękart – już nie pamiętam dokładnie. W każdym razie tekst tak się układał, że nic się nie dało w składzie z tym zrobić. Mateusz powiedział, że on zawsze takie elementy zaznacza kolorem, co było dla mnie odkryciem, bo ja jeszcze czegoś takiego w składzie na PDF-ie nie widziałam. Czy praktykujesz takie rozwiązania, czy raczej starasz się doprowadzić tekst, który dostałeś, do ładu w ramach przygotowanego layoutu?

DJ: Podstawowa rzecz to są próby. Mamy pewien arsenał manipulowania, szczególnie odstępami międzyliterowymi, międzywyrazowymi, które pozwalają nam w większości przypadków zlikwidować tego typu problemy, poradzić sobie z nimi we własnym zakresie. Ale czasami się nie da. A jeśli się nie da, to wtedy musimy prosić o interwencję redaktora, ponieważ absolutnie żadne interwencje tekstowe nie leżą w kompetencji grafika. Wiadomo, że nie zawsze da się poprawić tekst, wtedy już musimy rzeźbić intensywnie we własnym zakresie. Tego typu problemy mamy na przykład z artykułami w prasie – bo w książce, szczerze mówiąc, nie zdarzyło mi się, żebym nie zlikwidował takiego wiszącego wersu…

EP: Jest więcej miejsca.

DJ: Tak, są większe przestrzenie, na których możemy operować. To daje nam znacznie większe możliwości. Natomiast bardzo często zdarzają się takie sytuacje w prasie, gdzie mamy wąski łam, wąskie kolumny tekstu, krótkie akapity, co już bardzo mocno ogranicza to, co możemy zrobić. Wtedy musimy sygnalizować tego typu kwestie i jako graficy powinniśmy po kontakcie z redaktorem dawać mu znać, ile wersów czy ile znaków mniej lub więcej potrzebujemy. Wtedy oszczędzamy sobie sporo czasu i często sporo nerwów, bo czasem poprawki mogą jeszcze bardziej pogorszyć sprawę. Czyli pełna informacja, tak żeby wszystko się spięło odpowiednio.

EP: Miałam kiedyś taką sytuację, kiedy składana była książka, coś w rodzaju poradnika. Mimo tego, że było całkiem sporo stron, to tekst musiał się zmieścić na jednej konkretnej stronie, bo później wjeżdżały materiały na kolejny miesiąc pracy i tak dalej. Na etapie redakcji jeszcze nie było layoutu, nie było wiadomo, ile znaków ze spacjami na stronie się zmieści w konkretnych blokach tekstowych. W związku z tym niestety korekta przeciągnęła się bardzo, bo tekst był za długi i trzeba było go bardzo mocno już na etapie korekty ściąć.

W pierwszej wersji PDF-a, którą dostałam, po prostu był urwany tekst. Trzy linijki nie weszły, więc one się nie pojawiły w PDF-ie. Bardzo mi to utrudniało pracę, bo musiałam wracać do Worda, szukać tego akapitu, żeby znaleźć te trzy linijki, które nie weszły, i wtedy to dopiero poprawiać. Ale tutaj właśnie zadziałało to, o czym mówisz – komunikacja ze składaczem, z graficzką, zamiast poprawiać to od razu. To będzie dobry apel do korektorów i redaktorów: zawsze warto rozmawiać.

DJ: To, o czym mówisz, czyli pewne ograniczenia, które stawia nam layout, też są bardzo często widoczne w prasie. Redaktorzy, korektorzy, autorzy muszą zdawać sobie sprawę, że nie zawsze da się umieścić dany element, w zgodzie ze sztuką oczywiście, tam, gdzie oni sobie życzą. Mówiąc o elemencie, mam na myśli tabelę, grafikę czy na przykład aple, bo w większości layoutów mamy przyjętą taką zasadę, że nie łamiemy apli.

EP: Możesz jeszcze wytłumaczyć, czym są aple? Bo to jest taki troszkę bardziej specyficzny termin niż tablice.

DJ: Aple to, mówiąc prosto, fragmenty tekstu oddzielne od tekstu zasadniczego, zawierające jakieś dodatkowe informacje i najczęściej złożone na jakimś kolorze, czyli na przykład…

EP: …jakieś ramki, wyimki, cytaty – coś takiego.

DJ: Tak, apla jest po prostu przestrzenią kolorystyczną, na którą jest nałożony tekst. Sam cytat nie jest aplą. I właśnie takiej apli, takiej ramki czasem nie możemy wstawić tam, gdzie koniecznie chce autor. Często te przesunięcia są nieznaczne, ale konieczne. Bywa, że po prostu nie możemy włożyć na przykład dużej tabeli tam, gdzie chce autor, bo nie mamy na nią miejsca. Ona musi pojawić się na kolejnej stronie. Warto, żeby świadomość tego typu kwestii również w tej współpracy rosła.

EP: Nie prosić o coś, co jest niewykonalne. Mnie wtedy bardzo, przy tej drugiej korekcie, pomogło to, że składaczka (graficzka) troszkę rozszerzyła przestrzeń między stronami – bo było to złożone na rozkładówce – i brakujący tekst tam po prostu wlała na czerwono. Miałam wszystko czarno na białym, pięknie to się poprawiło i wszystko się ładnie zmieściło, a poradnik został wydrukowany. Szczęśliwie rozwiązaliśmy ten problem.

Wiem, że graficy mają też duży problem z tak zwanymi poprawkami nierozstrzygającymi, kiedy korektor mówi: „A może by to zmienić?” albo „Może zapiszmy to inaczej”. Pytanie, kto ma teraz to rozstrzygnąć. Bardzo często tekst po korekcie idzie bezpośrednio do grafika, nie ląduje już u autora czy u wydawcy.

DJ: Tak, dlatego, drodzy korektorzy, nie róbcie tak.

EP: [śmiech] Apelujemy. Ewentualnie – bo czasem rzeczywiście trzeba o coś zapytać, a korektor ma jednak troszkę mniejsze kompetencje niż redaktor – można takie pytania zaznaczyć innym kolorem.

DJ: Albo po prostu od razu ustalić z redaktorem, bo jeżeli plik ląduje bezpośrednio po korekcie u grafika, to znowu wytwarzamy głuchy telefon, czyli grafik dzwoni do redaktora, pyta, co tu ma się zadziać. Redaktor nie wie, dzwoni do korektora zapytać, o co mu konkretnie chodziło – no i godzina w plecy.

EP: Zatoczyliśmy piękne koło i wróciliśmy do magicznego budowania procesów: ustalić wszystko, porozmawiać na początku, nawet jeżeli to zajmie więcej czasu, bo później nam wszystkim będzie łatwiej i wygodniej.

W pracy grafika DTP najlepsze jest…

EP: Dużo problemów nam się nazbierało na koniec. Mam nadzieję, że słuchacze podcastu nie odniosą wrażenia, że ta praca to jest taka orka na ugorze. Nie, to jest bardzo fajna praca.

Powiedz na koniec, Dominiku – żebyśmy mieli miłe, sympatyczne, optymistyczne zakończenie – jakbyś miał wymienić przynajmniej jedną rzecz, którą lubisz w tym zawodzie najbardziej – co by to było? Dlaczego jesteś cały czas grafikiem, chociaż mógłbyś robić pewnie tysiące innych rzeczy?

DJ: Najpierw odpowiem żartobliwie. Jestem nadal grafikiem, ponieważ podczas składu mogę słuchać audiobooków. To jest bardzo przyjemne. [śmiech]

EP: Ach, jak ja Ci tego zazdroszczę! Przy redakcji, korekcie nie jestem w stanie tego zrobić niestety.

DJ: To już chyba tysiące przesłuchanych godzin.

EP: Strasznie Ci tego zazdroszczę.

DJ: A mówiąc poważnie, muszę przyznać, że ja nie zajmuję się już praktycznie książkami, poszedłem w kierunku magazynów branżowych. Porządkowanie tych wizualnych aspektów, budowanie rozwiązań dotyczących layoutu lub rozwiązań związanych z interaktywnością – to jest coś, co pozwala mi na budowanie wyczucia estetycznego, co jest dla mnie bardzo miłe i dosyć istotne.

A druga sprawa – szukanie nowych rozwiązań. To jest coś, co naprawdę daje mi kopa. Pojawiają się na polskim rynku wydawniczym projekty, które jeszcze kilka lat temu byłyby nie do pomyślenia. Przygotowywałem kiedyś projekt magazynu interaktywnego – kiedy redakcja przyszła do mnie z pomysłem, powiedziała, czego potrzebuje, to ja powiedziałem, że tego się nie da zrobić. [śmiech]

Ale okazało się po pewnym czasie, że wszystkie funkcjonalności, które sprawiły, że ten magazyn jest interaktywnym doświadczeniem, udało się w jakiś tam sposób wypracować – łatwiejszy lub trudniejszy, ale znaleźliśmy odpowiedzi. Tego typu rzeczy bardzo mnie napędzają. Jest to ciekawa branża, jest to branża niełatwa, ale taka, która nie pozwala do końca na rutynę, bo cały czas spotykamy się z czymś nowym, stajemy przed nawet tymi samymi problemami, ale w różnych kontekstach, co sprawia, że to jest po prostu bardzo, bardzo ciekawe.

EP: Świetnie, że o tym mówisz. Ja też zawsze powtarzam, że jestem korektorką od kilkunastu lat tylko dlatego, że mogę poprawiać naprawdę bardzo różne teksty i każda korekta – mimo że to te same literki, skończona liczba liter w alfabecie – każde doświadczenie jest inne. Co roku można robić coś innego. Również dlatego, że Wy, graficy, wymyślacie nam coraz to nowsze layouty…

DJ: Piękne są! [śmiech]

EP: I coraz piękniejsze, tak, a my musimy się z tym mierzyć.

Jeżeli macie podobnie jak Dominik i chcecie się spełniać w tym zawodzie, to zapraszamy do Dominikowego kursu na stronę kursprojektowania.pl. No, a my co? Zostajemy chyba z wnioskiem, że: po pierwsze rozmowa, po drugie procesy, a po trzecie nauka, dokształcanie się, no i współpraca, bo gramy wszyscy do jednej bramki.

DJ: Tak, i łączenie kompetencji. Rynek chyba coraz bardziej tego potrzebuje. Zaobserwowałem dwa, trzy lata temu, że pojawiło się coraz więcej zapytań, czy korektor może wprowadzić również poprawki na pliku książki.

EP: Od zleceniodawców.

DJ: Tak, od dużych wydawców. I to zapaliło mi lampkę, że łączenie tych kompetencji to jest przyszłość. To jest coś, z czym wszyscy musimy się na pewnym etapie zmierzyć, jeśli chcemy pozostać silni na tym rynku.

EP: A chcemy.

DJ: Chcemy, zawsze.

EP: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.

DJ: Również dziękuję, było mi bardzo miło.

*

Myślę, że powinniście teraz przewinąć ten odcinek do początku i wysłuchać go jeszcze raz, ale tym razem z kartką i długopisem. Dominik podzielił się z nami ogromną ilością wiedzy i praktycznych informacji, więc pozostaje je teraz tylko wdrożyć. A jeśli marzy się Wam praca grafika DTP, to mam dla Was niespodziankę.

Dominik przygotował dla słuchaczy tego podcastu zniżkę na swoje szkolenie. Znajdziecie je na stronie podstawowy.kursprojektowania.pl, a kod zniżkowy to witaj-w-branzy – po wpisaniu kodu cena kursu spadnie aż o 20%!
(Kod jest ważny do końca sierpnia 2022 roku).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *