Recenzje

„Światło między oceanami” – dobry singiel słabej płyty

Światło między oceanami recenzja audio

Zapytałam kiedyś na Facebooku, czy czytacie recenzje przed czy po lekturze książki. Jeśli śledziliście ten wątek, pewnie pamiętacie, jaka odpowiedź przeważała. „W ogóle nie czytam recenzji”. I co ma w takiej sytuacji zrobić biedny pseudobloger, który chciałby opowiedzieć o niedawno przeczytanej książce? Otóż właśnie to – opowiada.

Zapraszam Was dziś na mały eksperyment. Na recenzję audio powieści M.L. Stedman Światło między oceanami. Zawsze wydawało mi się, że pisanie jest tym, co idzie mi najłatwiej i najszybciej, ale okazuje się, że jak wpadnę w słowotok, to też ciężko go zatrzymać. Żeby wysłuchać recenzji audio, kliknijcie przycisk „Start” na pasku poniżej. A dla wszystkich, którzy jednak wolą czytać, przygotowałam podsumowanie moich instagramowych refleksji publikowanych na bieżąco w czasie lektury.

 

#Światło między oceanami – pierwsze spotkanie

Bach! Książka zaczyna się z impetem. Skoro i tak wiadomo (po opisie na skrzydełku), że w życiu Toma i Isabel pojawi się dziecko, to po co silić się na zbędne wstępy? Łódka z martwym mężczyzną i niemowlęciem przybija do wyspy u wybrzeży Australii już na pierwszej stronie.

Wszyscy moi znajomi, którzy czytali tę książkę, płakali. Mnie na razie zawiodła. Wiem już, że pojawi się dziecko, że wywoła to jakiś dramat, teraz akcja się cofa i zmierza do tego kluczowego punktu. Tyle że to zmierzanie jest nudne.

Matka bez dziecka to wciąż matka

Ktoś mi kiedyś powiedział, że najlepsze książki to takie, które zaczynają wciągać po setnej stronie. Mam wrażenie, że autorka Światła między oceanami mocno wzięła sobie tę „regułę” do serca. Zacisnęłam zęby i przebrnęłam przez pierwsze rozdziały. Było źle, bardzo źle – mierne dialogi, zero akcji i nic w zamian. Całe to wprowadzenie, historię małżeństwa Toma i Isabel można by sobie darować bez większej szkody dla książki.

Jeszcze nie skończyłam czytać. Jeszcze nie wiem, jakie tragiczne skutki przyniosą decyzje powzięte przez bohaterów (a okładka „obiecuje”, że takowe nastąpią). Ale już wiem, że co najmniej jedno z tej książki zapamiętam. Kolejny dowód na to, jak język kształtuje nasze życie – a może odwrotnie. Kobieta, która straciła męża, jest wdową. Mężczyzna, którego żona zmarła, to wdowiec. Dzieci pozbawione rodziców to sieroty. A kim jest rodzic, którego dziecko umiera? Jest matką lub ojcem. Wciąż i na zawsze. Język nie potrafi nazwać tego stanu, bo jego nie ma. Nie można przestać być matką i ojcem. Nawet słowa potwierdzają, że to najsilniejsza z więzi, jakie łączą ludzi na ziemi. I już choćby dla tego wniosku warto było przebrnąć przez pierwsze sto stron Światła między oceanami.

Wielkie rozczarowanie

Parę tygodni temu skończyłam czytać tę książkę, ale dopiero dziś zdobyłam się na podsumowanie. Chociaż mam wrażenie, że będzie tak nijakie, jak to zdjęcie. Bo całe Światło… takie jest – nijakie.

To książka, którą można by streścić w kilku zdaniach. I nic by na tym nie straciła. Pomiędzy tymi kilkoma węzłowymi punktami niewiele się dzieje. Przez moment uczepiłam się wątku wojennego z nadzieją, że może chociaż tutaj będzie lepiej. I te wspomnienia, wnioski na temat ludzkiej psychiki zmiażdżonej doświadczeniami I wojny światowej były naprawdę dobre. Szkoda, że było ich tak mało i że to nie one zadecydowały o ostatecznej ocenie książki.

Kto miał rację? Kto podjął dobrą decyzję? Kto zawinił? Nie mam pojęcia. Ale jedno jest pewne – kolejny raz w świecie rozgrywek dorosłych najbardziej ucierpiało dziecko. Mimo górnolotnych deklaracji nikt nie zwracał uwagi na to, co ono czuje i co dla niego będzie najlepsze. Nikt go nie zapytał o zdanie. To dawne dzieje, więc nie należy się temu dziwić. Ale czy dziś coś się zmieniło? Szczerze?…

A jakie jest Twoje zdanie na temat Światła między oceanami?

Komentarzy: 6

  1. Ja mam zupełnie inne zdanie na temat tej książki. Bardzo mi się podobała, lubię takie wprowadzające w temat retrospekcje, bo gdyby nie powrót do przeszłości nie wiedzielibyśmy jakim człowiekiem jest Tom, co go skłoniło do zamieszkania na wyspie, a później do kontaktu z biologiczną matką dziecka.

    1. Zupełnie mnie nie dziwi Twoja opinia – większości moich znajomych (jeśli nie wszystkim) ta książka bardzo się podobała. Sam zabieg retrospekcji jest bardzo dobry, zresztą – tak jak pisałam i mówiłam – akurat wojenna przeszłość Toma to najmocniejszy punkt całej książki. Mnie bardziej dziwi sposób wprowadzania postaci jego żony. Dla mnie była całkowicie papierowa.

      Mam wrażenie, że chyba po prostu zbyt wiele się po tej książce spodziewałam 🙂

      1. Często man zbyt duże oczekiwania do książek i później jestem zawiedziona.

        Żony Toma nie polubiłam. Też dla mnie była dziwna i nijaka. Taka nieodpowiednia dla niego.

  2. „Światło między oceanami” przeczytałam jakiś czas temu – i pomimo tego, że mi się ogólnie spodobała, to momentami miałam mieszane uczucia. Słuszna uwaga odnośnie rozkręcenia powieści, ale niestety czasami trafia się na takie książki, przy których potrzeba trochę cierpliwości, zanim akcja się rozwinie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *