Recenzje

Maja Lunde, „Historia pszczół” – recenzja

Maja Lunde Historia pszczół recenzja

Podobno jesteśmy aktualnie w trakcie szóstego wielkiego wymierania. Poprzednie kataklizmy bywały tak silne, że w ich wyniku ginęło nawet 98% gatunków lądowych, jeszcze przed erą dinozaurów. Dziś nie obserwujemy masowych katastrofalnych zjawisk w świecie przyrody, ale tempo utraty bioróżnorodności i tak jest bardzo szybkie. Według pesymistycznych hipotez co 5 minut jeden gatunek znika bezpowrotnie. Za 30–40 lat biosfera ziemska będzie o 30% uboższa.

Przypuśćmy, że nagle w jakimś zakątku świata ginie ostatnia pszczoła. Jakie by to miało dla nas konsekwencje? Nie byłoby miodu – to już wystarczająco dotkliwa katastrofa. Ale bardziej istotne jest to, że rośliny przestałyby być zapylane. A niezapylone – nie wydawałyby owoców. Następne w kolejności zginą zwierzęta hodowlane. Uprawa roślin tylko na paszę dla nich nie będzie opłacalna. Ludzie przestaną się kształcić – ci, którzy przeżyją, będą potrzebni do zapylania kwiatów. A przy tym nie trzeba myśleć, wystarczy odrobina precyzji i spokoju.

Wymieranie świata

Historia pszczół Mai Lunde to opowieść, która rozgrywa się w trzech porządkach czasowych – w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Lubimy takie historie. Wystarczy przypomnieć sukces Atlasu chmur Davida Mitchella, w 2012 roku przeniesionego na ekrany kin. Oczywiście także w norweskiej powieści losy bohaterów są ze sobą związane – a wspólny mianownik to pszczoły, nie ma tu nic zaskakującego.

Najstarszy bohater, żyjący w połowie XIX wieku w Anglii ojciec rodziny, niespełniony naukowiec, kupiec w depresji – studiuje pszczoły. Chce poznać ich zwyczaje, zbudować ul, który dałby możliwość obserwacji ich życia i jak najbardziej efektywnego wykorzystania ich pracy. On pierwszy zaczyna ulepszać naturę.

Współczesny nam mieszkaniec Stanów Zjednoczonych, właściciel dobrze prosperującej farmy, który nie może znieść myśli, że jego syn nie chce pójść w jego ślady – hoduje pszczoły. Swoje ule wozi z miejsca na miejsce, w rejony, gdzie pszczół jest niewiele. Powoli dociera do niego, że jeśli współczesna gospodarka nie przestanie ingerować w naturę, wkrótce może być za późno, by uchronić się przed katastrofą.

I wreszcie przyszłość – tu po raz pierwszy główną bohaterką jest kobieta, Chinka. Ona nie studiuje pszczół (mimo że jest wykształcona, co w 2098 roku wcale nie jest takie oczywiste) ani ich nie hoduje – ona jest pszczołą. Ludzie musieli zastąpić owady w ich obowiązkach. Po latach poprawiania natury teraz sami stali się jej częścią. Jedyny koszt, jaki musieli ponieść, to rezygnacja ze swojego człowieczeństwa.

Wymieranie człowieczeństwa

To nie jest historia o katastrofie naturalnej. Na scenę nie wpadnie Bruce Willis, nie zawróci biegu komety ani nie znajdzie w bryle lodu ostatniego roju zahibernowanych pszczół, które otworzą nowy rozdział w losach świata. A przynajmniej nie na to jest położony akcent.

Fabuła tej książki Was nie zaskoczy. Wszystko zmierza do oczywistego rozwiązania. Od początku wiemy, że XIX-wieczny naukowiec zbuduje model swojego ula, że na amerykańskiej farmie zaczną ginąć pszczoły i że jedynymi, którzy przetrwają globalną katastrofę, będą Chińczycy. Zagadka tkwi znacznie głębiej. Wniosek z niej płynący jest banalny, ale widać – trzeba go wciąż na nowo powtarzać, skoro dalej nie znajduje zrozumienia.

Maja Lunde Historia pszczół recenzja

Jedynym ratunkiem przed ostateczną zagładą nie tylko biosfery, ale i ludzkości, jest miłość. W Historii pszczół Mai Lunde – miłość matki do dziecka. Po stuleciach stagnacji, marazmu, konfliktów na linii rodzice–dzieci nareszcie przychodzi moment, kiedy kobieta budzi się, opuszcza swój uporządkowany do bólu świat i rusza na poszukiwanie syna. Żaden z poprzednich bohaterów się na to nie zdobył. Naukowiec z XIX wieku wolał przykuć się do łóżka i popaść w depresję, zamiast porozmawiać z synem. Amerykanin podjął co prawda jedną próbę walki o dziecko, ale za szybko skapitulował. Nigdy nie nauczył się z nim rozmawiać.

W każdej z tych historii była jednak jakaś kobieta, która dawała nadzieję. Troskliwa, mądra i odważna córka Anglika, która poniosła dalej w świat dorobek swojego ojca. Żona Amerykanina, dzięki której ich syn wciąż powracał na rodzinną farmę i nie odwrócił się całkiem od ojca. I wreszcie pełna macierzyńskiej miłości Chinka, gotowa na największe poświęcenie, byle tylko odnaleźć własne dziecko.

Bo historia świata – czy to się Wam, panowie, podoba, czy nie – pisana jest losami kobiet. I dopóki choć jedna kobieta żyje i kocha (a miłość macierzyńska jest najczystszą i najbardziej bezinteresowną z możliwych), pozostaje nadzieja, że Historia pszczół będzie miała pozytywne zakończenie.

A o czym według Ciebie jest ta książka?

Komentarzy: 12

  1. Dzięki za to spojrzenie. Mnie przytłoczyła wizja katastrofy ekologicznej jakże nieodległej. Jednak więzi rodzinne i rola kobiet w rodzinie daje nadzieję.

    1. Jeśli ciekawi Cię temat bliskiej zagłady (choć „ciekawi” to niezbyt fortunne określenie w tym kontekście), bardzo polecam książkę „Armagedon” Andrzeja Olejnika. To scenariusze końca świata. Do bólu prawdopodobne. Autor ma świetne pióro, lekko sarkastyczne – genialnie się to czyta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *